Kenya Barris to człowiek, który zasłynął serialem Czarno to widzę (i uniwersum związanym z tą produkcją). Udowodnił, że potrafi rozmawiać o problemach rasowych i jednocześnie bawić widzów. My i wy Netflixa wydaje się wpisywać w ten trend.
My i wy chce być filmem bardzo mądrym, który w sposób rozrywkowy wpisze się w rasową dyskusję w Stanach Zjednoczonych. Czuć to w rozmowach dwóch rodzin o innych światopoglądach i rasowo-religijnych korzeniach. Widać, że Kenya Barris i Jonah Hill jako współscenarzyści chcieli uwypuklić perspektywę obu stron, nie stając po żadnej z nich. Celem była satyra – obnażenie wzajemnych przywar czy obopólnego rasizmu. Nie przeczę, że w wielu momentach udaje się pokazać dużo trafnych spostrzeżeń o hipokryzji obu stron i problemach generowanych przez dość ograniczone myślenie. Mam jednak wrażenie, że jest to oderwane od kontekstu.
Nowy film Netflixa jest reklamowany jako komedia, a niestety na tym polu zupełnie nie działa. Sceny potencjalnie humorystyczne są przytłoczone przez ten cały komentarz społeczny. I przez to nic zabawnego nie jest w stanie wybrzmieć – a próby rozśmieszenia też są co najmniej wątpliwe jakościowo. Nie ma w tym uniwersalnego pomysłu do gagów jak w
Czarno to widzę. Mam wrażenie, że Kenya Barris tak podekscytował się jedną warstwą filmu, że zlekceważył tę rozrywkową. Nie ma tu w ogóle humoru sytuacyjnego, bo wszystko jest oparte na dialogach. A te, choć trafne i ciekawe, często zaczynają brzmieć jak bełkot, bo cel tych światopoglądowych dyskusji jest totalnie rozmyty. To powinno w mocny sposób ukazywać absurd różnic rasowych, a stało się płytkie pod kątem wartości i puste pod kątem humoru. Produkcja
My i wy częściej nudzi, niż zapewnia dobrą rozrywkę.
Obsada naprawdę daje z siebie wszystko. Jonah Hill i Eddie Murphy jako adwersarze są ważną zaletą
My i wy. Ich starania przynoszą efekty i sprawiają, że dostrzegamy w tej produkcji jakąś wartość. Szkoda, że tak bardzo zmarnowano potencjał tych aktorów. Pod kątem fabularnym każda postać to pusty stereotyp rasowo-religijny, który nawet nie zbliża się do odpowiedniej puenty. Sens filmu jest płytki i kiczowaty - jak z najgorszej komedii romantycznej! Do pewnego momentu mogło się zdawać, że wszystko prowadzi do braku konsensusu pomiędzy rasami, rodzinami i religiami, ale to, co dano nam na koniec, jest dowodem na to, że twórcy nie mieli żadnej wizji. Zabrakło im pomysłu na mocny akcent, więc poszli w najgorszy z możliwy banał, który odbiera jakość temu filmowi.
My i wy to rozczarowanie i zmarnowana próba opowiedzenia o problemach rasowych w sposób mądry, rozrywkowy i zabawny. Twórcy mieli ambicje, ale przez brak określonej i spójnej wizji stworzyli film, który nie jest w stanie wybrzmieć na tyle, by poświęcić mu czas.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h