My i wy - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 27 stycznia 2023Kenya Barris to człowiek, który zasłynął serialem Czarno to widzę (i uniwersum związanym z tą produkcją). Udowodnił, że potrafi rozmawiać o problemach rasowych i jednocześnie bawić widzów. My i wy Netflixa wydaje się wpisywać w ten trend.
Kenya Barris to człowiek, który zasłynął serialem Czarno to widzę (i uniwersum związanym z tą produkcją). Udowodnił, że potrafi rozmawiać o problemach rasowych i jednocześnie bawić widzów. My i wy Netflixa wydaje się wpisywać w ten trend.
My i wy chce być filmem bardzo mądrym, który w sposób rozrywkowy wpisze się w rasową dyskusję w Stanach Zjednoczonych. Czuć to w rozmowach dwóch rodzin o innych światopoglądach i rasowo-religijnych korzeniach. Widać, że Kenya Barris i Jonah Hill jako współscenarzyści chcieli uwypuklić perspektywę obu stron, nie stając po żadnej z nich. Celem była satyra – obnażenie wzajemnych przywar czy obopólnego rasizmu. Nie przeczę, że w wielu momentach udaje się pokazać dużo trafnych spostrzeżeń o hipokryzji obu stron i problemach generowanych przez dość ograniczone myślenie. Mam jednak wrażenie, że jest to oderwane od kontekstu.
Nowy film Netflixa jest reklamowany jako komedia, a niestety na tym polu zupełnie nie działa. Sceny potencjalnie humorystyczne są przytłoczone przez ten cały komentarz społeczny. I przez to nic zabawnego nie jest w stanie wybrzmieć – a próby rozśmieszenia też są co najmniej wątpliwe jakościowo. Nie ma w tym uniwersalnego pomysłu do gagów jak w Czarno to widzę. Mam wrażenie, że Kenya Barris tak podekscytował się jedną warstwą filmu, że zlekceważył tę rozrywkową. Nie ma tu w ogóle humoru sytuacyjnego, bo wszystko jest oparte na dialogach. A te, choć trafne i ciekawe, często zaczynają brzmieć jak bełkot, bo cel tych światopoglądowych dyskusji jest totalnie rozmyty. To powinno w mocny sposób ukazywać absurd różnic rasowych, a stało się płytkie pod kątem wartości i puste pod kątem humoru. Produkcja My i wy częściej nudzi, niż zapewnia dobrą rozrywkę.
Obsada naprawdę daje z siebie wszystko. Jonah Hill i Eddie Murphy jako adwersarze są ważną zaletą My i wy. Ich starania przynoszą efekty i sprawiają, że dostrzegamy w tej produkcji jakąś wartość. Szkoda, że tak bardzo zmarnowano potencjał tych aktorów. Pod kątem fabularnym każda postać to pusty stereotyp rasowo-religijny, który nawet nie zbliża się do odpowiedniej puenty. Sens filmu jest płytki i kiczowaty - jak z najgorszej komedii romantycznej! Do pewnego momentu mogło się zdawać, że wszystko prowadzi do braku konsensusu pomiędzy rasami, rodzinami i religiami, ale to, co dano nam na koniec, jest dowodem na to, że twórcy nie mieli żadnej wizji. Zabrakło im pomysłu na mocny akcent, więc poszli w najgorszy z możliwy banał, który odbiera jakość temu filmowi.
My i wy to rozczarowanie i zmarnowana próba opowiedzenia o problemach rasowych w sposób mądry, rozrywkowy i zabawny. Twórcy mieli ambicje, ale przez brak określonej i spójnej wizji stworzyli film, który nie jest w stanie wybrzmieć na tyle, by poświęcić mu czas.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat