Zaczyna się od trzęsienia ziemi. Nie dosłownie, ale jeśli chodzi o napięcie, to jak najbardziej. Zielona Strzała jest na celowniku grupy policjantów i raczej nie ma możliwości ucieczki. Nagle pojawia się Black Canary i... zaczyna się dziać! Gratulacje przede wszystkim za ukazanie mocy Kanarka. Świetny pomysł z urządzeniem, które emituje fale dźwiękowe, niszczące szkło i obezwładniające przeciwników. Twórcy doskonale wybrnęli z faktu nieużywania supermocy (aż ciekaw jestem wprowadzenia Flasha), a jednak nawiązali do komiksów, więc uśmiech na twarzy pozostał.
Dalej jest już tylko lepiej. Dostajemy sprawę lalkarza, która sama w sobie może nie jest najlepsza, ale doskonale pokazuje to, na co wszyscy czekali. Queen niczym Batman staje się detektywem, sprawdza tropy, z pomocą Felicity łączy fakty i może dzięki temu działać. Nawet jeżeli momentami przypomina to "Mrocznego Rycerza" i techniki Wayne'a u Nolana, to i tak jest dobrze. Wszak jeśli się już wzorować, to na najlepszych.
Ukazanie Kanarka z charakterystycznym strojem i umiejętnościami to jeden z najjaśniejszych punktów programu, zaraz obok powolnego (ale jednak) wprowadzania postaci Harpera, przyszłego pomagiera Strzały. Cieszy też fakt, że poprzez Felicity ojciec Laurel może się kontaktować z Queenem i z nim współpracować. Znowuż pachnie to aż nazbyt Batmanem, ale buduje klimat, tak potrzebny serialowi.
W ogóle twórcy wykreowali ciekawe uniwersum, które stale poszerzają. Kiedy wydawało się, że już nie ma pomysłów na wyspę, okazuje się, że to nie koniec, a flashbacki robią się coraz ciekawsze, pokazując mozolną przemianę Olivera. Stephen Amell nadal jest drewniany, ale to tylko pozory - taka jest koncepcja postaci i mnie ona odpowiada. Jako Arrow prezentuje się dobrze i nie mam do niego zastrzeżeń.
[video-browser playlist="634354" suggest=""]
Te można mieć za to do Laurel. Jest ona słabo zagrana, pełna dramatyzmu i brak w niej charyzmy. Jej rola sprowadza się do bycia serialową Rachem Dawes, ale wychodzi to słabo. Bardziej irytuje i przeszkadza, niż wprowadza cokolwiek. Za to jej ojciec to już inna para kaloszy; ciekawie rozwija się jego wątek.
Sprawa lalkarza pozwala znowu zaistnieć Felicity i bardzo dobrze, bo postać ta wprowadza zawsze elementy humorystyczne. Dzięki niej jest zabawniej i ciekawiej.
Przy budowaniu uniwersum pierwszy sezon wydawał się chaotyczny, tak jakby miał w krótkim czasie przekonać do siebie jak największą liczbę osób. W drugiej serii całość wydaje się bardziej zaplanowana.
Wszystko to, co zostało napisane, i tak blednie przy genialnym zakończeniu oraz rozmowie zabójcy z Kanarkiem. Wprowadzenie Ligi Zabójców to doskonałe zagranie ze strony twórców, dające ogromne możliwości. Niewątpliwie mieliśmy do czynienia z najlepszym odcinkiem Arrow, jaki dotychczas został wyemitowany. Oby takich więcej!