Nadchodzi liga zabójców
Data premiery w Polsce: 4 marca 2014Po pierwszym sezonie miałem obawy, czy twórcy Arrow nie wyprztykają się z pomysłów. Tymczasem nie dość, że seria druga jest o klasę lepsza, to jeszcze zostaliśmy uraczeni najlepszym odcinkiem do tej pory. Na takiego Queena czekałem!
Po pierwszym sezonie miałem obawy, czy twórcy Arrow nie wyprztykają się z pomysłów. Tymczasem nie dość, że seria druga jest o klasę lepsza, to jeszcze zostaliśmy uraczeni najlepszym odcinkiem do tej pory. Na takiego Queena czekałem!
Zaczyna się od trzęsienia ziemi. Nie dosłownie, ale jeśli chodzi o napięcie, to jak najbardziej. Zielona Strzała jest na celowniku grupy policjantów i raczej nie ma możliwości ucieczki. Nagle pojawia się Black Canary i... zaczyna się dziać! Gratulacje przede wszystkim za ukazanie mocy Kanarka. Świetny pomysł z urządzeniem, które emituje fale dźwiękowe, niszczące szkło i obezwładniające przeciwników. Twórcy doskonale wybrnęli z faktu nieużywania supermocy (aż ciekaw jestem wprowadzenia Flasha), a jednak nawiązali do komiksów, więc uśmiech na twarzy pozostał.
Dalej jest już tylko lepiej. Dostajemy sprawę lalkarza, która sama w sobie może nie jest najlepsza, ale doskonale pokazuje to, na co wszyscy czekali. Queen niczym Batman staje się detektywem, sprawdza tropy, z pomocą Felicity łączy fakty i może dzięki temu działać. Nawet jeżeli momentami przypomina to "Mrocznego Rycerza" i techniki Wayne'a u Nolana, to i tak jest dobrze. Wszak jeśli się już wzorować, to na najlepszych.
Ukazanie Kanarka z charakterystycznym strojem i umiejętnościami to jeden z najjaśniejszych punktów programu, zaraz obok powolnego (ale jednak) wprowadzania postaci Harpera, przyszłego pomagiera Strzały. Cieszy też fakt, że poprzez Felicity ojciec Laurel może się kontaktować z Queenem i z nim współpracować. Znowuż pachnie to aż nazbyt Batmanem, ale buduje klimat, tak potrzebny serialowi.
W ogóle twórcy wykreowali ciekawe uniwersum, które stale poszerzają. Kiedy wydawało się, że już nie ma pomysłów na wyspę, okazuje się, że to nie koniec, a flashbacki robią się coraz ciekawsze, pokazując mozolną przemianę Olivera. Stephen Amell nadal jest drewniany, ale to tylko pozory - taka jest koncepcja postaci i mnie ona odpowiada. Jako Arrow prezentuje się dobrze i nie mam do niego zastrzeżeń.
[video-browser playlist="634354" suggest=""]
Te można mieć za to do Laurel. Jest ona słabo zagrana, pełna dramatyzmu i brak w niej charyzmy. Jej rola sprowadza się do bycia serialową Rachem Dawes, ale wychodzi to słabo. Bardziej irytuje i przeszkadza, niż wprowadza cokolwiek. Za to jej ojciec to już inna para kaloszy; ciekawie rozwija się jego wątek.
Sprawa lalkarza pozwala znowu zaistnieć Felicity i bardzo dobrze, bo postać ta wprowadza zawsze elementy humorystyczne. Dzięki niej jest zabawniej i ciekawiej.
Przy budowaniu uniwersum pierwszy sezon wydawał się chaotyczny, tak jakby miał w krótkim czasie przekonać do siebie jak największą liczbę osób. W drugiej serii całość wydaje się bardziej zaplanowana.
Wszystko to, co zostało napisane, i tak blednie przy genialnym zakończeniu oraz rozmowie zabójcy z Kanarkiem. Wprowadzenie Ligi Zabójców to doskonałe zagranie ze strony twórców, dające ogromne możliwości. Niewątpliwie mieliśmy do czynienia z najlepszym odcinkiem Arrow, jaki dotychczas został wyemitowany. Oby takich więcej!
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat