Jeśli pierwszy odcinek serialu "Narcos" miał odpowiedzieć na pytanie, czy warto zagłębiać się w seans całego sezonu, to zrobił to w sposób nad wyraz klarowny. Bez jakichkolwiek wątpliwości - Netflix trzyma formę, a historię Pablo Escobara trzeba obejrzeć. To w zasadzie wszystko, co musicie wiedzieć.
Streamingowy potentat ma w swojej ofercie wiele wybitnych pozycji, a „
Narcos” nie tylko podtrzymuje wysoką jakość, ale także zwiększa różnorodność repertuaru. Samo otwarcie "Descenso", a więc plansza informująca nas, że serial – mimo częściowej fabularyzacji – traktować będzie o rzeczywistych wydarzeniach, to budowanie wiarygodności i określanie stawki historii. W trakcie odcinka regularnie otrzymujemy także fragmenty rzeczywistych nagrań i autentyczne zdjęcia, a bohaterowie posługują się rodzimym językiem (nie ma tu sztucznego przeskakiwania na angielski), ale nikt nie pomyli tej produkcji z kroniką dokumentalną. Pierwszy właściwy kadr zawiera bowiem definicję realizmu magicznego, który rozwinął się w Ameryce Łacińskiej, i w ten sposób narzuca on tonację całości.
Tak też właśnie przedstawiona historia, choć oparta na faktach, jest jednocześnie niewiarygodna. Łatwo co prawda oceniać z perspektywy czasu, ale obojętność rządu USA, nieznajomość realiów i kreowanie takich paradoksów, jak wypuszczanie morderców za zbyt niską kaucją czy też ignorowanie przemytu kokainy kosztem walki z trawką, to motywy wprost proszące się o zekranizowanie. Już samo obserwowanie mafijnych porachunków wśród rodzących się dopiero karteli oraz kolejnych wymyślnych sposobów transportu narkotyków ma w sobie naturalne znamiona filmowości.
[video-browser playlist="739146" suggest=""]
„
Narcos” jest też kolejnym współczesnym serialem, który wprowadza narrację z offu - i pomysł ten ponownie sprawdza się idealnie. Niski głos agenta Steve’a Murphy’ego oprowadza nas po meandrach przedstawionego świata i służy bezbłędnie jako wprowadzenie do serialowej rzeczywistości. Owa ekspozycja nie zajmuje się jednak wyłącznie suchym wymienianiem kolejnych postaci, ale nakreśla także ich motywacje i charaktery. Kluczowa jest nie tyle sama treść, co sposób jej prezentacji – scenariusz (łącznie z dialogami) sprawnie wplata nutki czarnego humoru, a całość unika moralizatorskiego wydźwięku. Nie ma tu perorowania i osądów czy też podpowiadania, kto jest zły, a komu należy kibicować. Jest lekkość narracji i spójna, przemyślana konstrukcja.
Świetną robotę wykonują także aktorzy, którzy do najbardziej znanych wcale nie należą. Wspomnianego Murphy’ego odgrywa Boyd Holbrook (ostatnio zaliczył epizod w „
Run All Night” z Liamem Neesonem) i widać, że jego postać trzymać się będzie drugiego planu. To nie naiwny idealista, ale pragmatyczny, obdarzony zdrowym rozsądkiem funkcjonariusz, a Holbrook odgrywa go precyzyjnie i bez zbytecznej ekspresji. Równie stonowany jest Wagner Moura („
Trash”, „
Elysium”) jako legendarny Pablo Escobar - jego kreacja stanowi niezaprzeczalnie jeden z głównych atutów serialu. Początkowo miałem wątpliwości, ale wystarczyło kilka scen, aby przekonać się, że aktor uderza we właściwe tony. Wyrachowany, chłodny i opanowany w każdej sytuacji. Ambitny, świadomy prawdziwej wartość informacji (kapitalna rozmowa ze strażnikami na moście!) i sieci kontaktów. Pracuje spojrzeniem, milczeniem budzi grozę, a to wszystko mimo misiowatej sylwetki.
Fragment pilota "
Narcos" sugeruje, że ciekawą rolę będzie miał także Pedro Pascal, ale to już zapowiedź kolejnych walorów serialu. Na razie Netflix potwierdza także klasyczny dla siebie rozmach realizacyjny: od kręcenia w prawdziwych lokacjach i sprawnego odwzorowania realiów epoki (może poza nazbyt plastikową kręgielnią) przez pracę kamery (dalekie ujęcia, przejazdy) aż po nieschematyczny montaż i dobór muzyki. Nic, tylko oglądać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h