W 2018 roku, po sześciu latach przerwy, Carlos Reygadas zaprezentował widowni swój nowy film pod tytułem Nasz czas, który oficjalnej premiery w polskich kinach doczekał się po kolejnych dwóch latach. Trochę to trwało, ale warto było czekać.
W obrazie Nasz czasReygadas decyduje się na trzygodzinną eksplorację relacji damsko-męskiej, w głównych rolach obsadzając siebie, swoją żonę i dzieci, wykorzystując przy okazji własny dom jako element scenografii. Film opowiada o małżeństwie, które decyduje się żyć w otwartym związku, co stopniowo coraz bardziej je degeneruje. Juan to poeta, który wraz z żoną Esther prowadzi ranczo i hodowlę byków. Esther romansuje z pewnym Amerykaninem, a Juan szaleje z zazdrości i zamierza zrobić wszystko, by utrzymać małżeństwo w ryzach.
Powyższe streszczenie jest jednym wielkim powierzchownym niedopowiedzeniem - ciężko jest opowiedzieć o istocie Naszego czasu, odnosząc się wyłącznie do fabularnego rysu. To niezwykłe, jak mimo rozległego czasu trwania film wciąga; reżyser porzuca metafizykę i serwuje prostą, linearną narrację, z wyczuciem operując pięknem. Najprostsze czynności dokumentuje w sposób zmysłowy, osobisty i hipnotyzujący, jak gdyby rejestrował kamerą nieznane i fascynujące rytuały tajemniczych zagrożonych gatunków czy zdradzał nam jakąś wielką tajemnicę. Poetyckie ujęcia rozciągnięte są do granic cierpliwości, tej jednak ostatecznie nie zabraknie. Surowa emocjonalna presja, starannie budowane seksualne napięcie - Reygadas czyni z kina plac zabaw do wyrażania najbardziej destrukcyjnych impulsów ludzkiego serca.
Nasz czas to kameralny, nieraz wywołujący dyskomfort film o ludzkiej próżności, kruchości męskiego ego. Jest żywiołowy i na swój sposób niezwykle delikatny. Reygads, wcielając się w rogacza, potęguje intymny charakter emocjonalnego zagubienia swojej postaci.
Ostatecznie Nuestro tiempo, jak brzmi oryginalny tytuł, nie jest niczym odkrywczym. Nie jest świeżą rozprawą o związkach, nie zajmuje żadnego kontrowersyjnego stanowiska, skupia się raczej na zmysłach, do bólu ludzkim zagubieniu, niezręcznych próbach, dotyku. Nie brakuje w nim pewnego snobizmu i zadufania, nie da się jednak nie docenić kunsztu, z jakim snuta jest ta szczera, swobodna i obnażająca niedoskonałość męskości i kobiecości opowieść, unikająca jednocześnie pretensjonalnej symboliki i niepotrzebnych metafor. Chylę czoła przed reżyserską przenikliwością.