Nazywam się Vendetta to włoska produkcja przypominająca fabułą Leona zawodowca. Opiera się na relacji byłego płatnego zabójcy i nastoletniej dziewczynki – w tym filmie mamy do czynienia z ojcem i córką. Duet głównych bohaterów wiedzie spokojne życie, jednak pewnego dnia sielanka zostaje przerwana. W przypływie spontaniczności Sofia (Ginevra Francesconi) dodaje do mediów społecznościowych zdjęcie swojego ojca, Santa (Alessandro Gassmann), co prowokuje lawinę niespodziewanych wydarzeń. Publikacja przyciąga uwagę mafii, która ma niedokończone porachunki z mężczyzną. Dzięki działaniom dziewczyny może go wreszcie namierzyć. W wyniku akcji przeprowadzonej przez hitmanów ginie żona i szwagier bohatera, a on ucieka z córką do Mediolanu. Tam, już na spokojnie, zamierza opracować plan zemsty i raz na zawsze rozprawić się z przeszłością. Reżyserem produkcji jest Cosimo Gomez. Po samym skrócie fabuły widać, że ta historia nie jest niczym odkrywczym – to raczej sztampowy scenariusz, w dodatku pełen doskonale znanych schematów, przeniesionych tym razem na grunt włoski. Jak na typowe kino akcji, mamy dużo scen przemocy i walki. Produkcja jest dość brutalna i nie oszczędza widza. Czuć, że twórcom bardzo zależało na tym, by film nie był "nudny", w związku z czym przeładowali go dynamiczną akcją. Efekt okazuje się jednak odwrotny do zamierzonego, ponieważ całość staje się wręcz męcząca w odbiorze. W wirze wydarzeń i kolejnych bójkach zatraca się również jakikolwiek psychologiczny wymiar tej historii – wszystko staje się płaskie i niewiarygodne, a bohaterowie zachowują się po prostu jak automaty pozbawione logicznej motywacji. Skoro już o logice mowa – niestety, na próżno jej szukać w tej opowieści. Główne zwroty akcji są grubymi nićmi szyte. Wystarczy wspomnieć samo namierzenie Santa przez mafiozów, które następuje praktycznie w tym samym momencie, w którym Sofia dodaje zdjęcie ojca do Internetu (technologia, jaką dysponuje lokalna mafia, jest wręcz imponująca). Dalej wcale nie jest lepiej – dziewczyna, w sytuacji realnego zagrożenia, robi wszystko, by sprowadzić na siebie niebezpieczeństwo, kompletnie wbrew temu, co poleca jej ojciec. Jest to absolutnie niewiarygodne; śledzenie takich sekwencji sprawia, że mamy ochotę popukać się w głowę. Owszem, film jest dość krótki (trwa zaledwie półtorej godziny, co dodatkowo utrudnia rzetelne rozpisanie fabuły), jednak to żaden argument obronny. Zaproponowany bieg wydarzeń, skróty czasowe i skompresowana do minimum motywacja działań bohaterów to wręcz ujma dla widza, coś nie do zaakceptowania. Między ojcem a córką nie czuć żadnej energii ani chemii, która pozwoliłaby uwierzyć w tę fikcję. Mężczyzna reprezentuje wszystkie stereotypowe cechy twardziela. I choć na początku filmu poznajemy go jako "zwykłego tatę", twórcy bardzo szybko przechodzą do trybu ex-hitmana, czyniąc go po prostu maszyną do zabijania. Tymczasem Sofia, zwyczajna nastolatka trenująca w szkole hokeja, dostosowuje się do bieżących wydarzeń w tempie tak błyskawicznym, że jest to niewiarygodne. Po chwilowej żałobie w związku ze stratą matki, a następnie kilkuminutowym buncie wobec kłamstw ojca, przeistacza się w zimnokrwistą mścicielkę. Ba, nie potrzebuje nawet szczególnie zaawansowanego szkolenia, by dorównać swojemu ojcu w obsłudze broni. Prawdopodobnie twórcy chcieli sprawić, że na ich widok wszyscy zadrżą ze strachu. Z perspektywy widza mamy tu jednak stereotypowy duet "revengersów", który bez najmniejszego wahania idzie po swoje i kosi przeciwników jak sierp łany zboża. Jest to banalne i dość oczywiste. Film – jako reprezentant typowego gatunku – nie zaskakuje widza absolutnie niczym. W dobie możliwości XXI wieku i ewolucji kina to trochę wstyd proponować tak wtórny scenariusz. Nazywam się Vendetta nie ma do zaoferowania praktycznie nic ciekawego – zawodzi oczekiwania jako film akcji, thriller i dramat o relacji ojca z córką. Seans nuży. Wszystko jest do bólu przewidywalne, dlatego od razu wiemy, do czego zmierza fabuła. Produkcja nie jest zła (klei się na tyle, na ile to możliwe, a jej akcja zawiera namiastkę ciągu przyczynowo-skutkowego), ale reprezentuje sobą tak banalny poziom, że zwyczajnie szkoda na to czasu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj