Nazywam się Vendetta - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 30 listopada 2022Nazywam się Vendetta to tegoroczny włoski thriller akcji dystrybuowany przez Netflixa. Już po samym opisie fabuły wnioskować można, że nie zobaczymy tu nic szczególnie oryginalnego. I rzeczywiście – efekt daleki jest od satysfakcjonującego.
Nazywam się Vendetta to tegoroczny włoski thriller akcji dystrybuowany przez Netflixa. Już po samym opisie fabuły wnioskować można, że nie zobaczymy tu nic szczególnie oryginalnego. I rzeczywiście – efekt daleki jest od satysfakcjonującego.
Nazywam się Vendetta to włoska produkcja przypominająca fabułą Leona zawodowca. Opiera się na relacji byłego płatnego zabójcy i nastoletniej dziewczynki – w tym filmie mamy do czynienia z ojcem i córką. Duet głównych bohaterów wiedzie spokojne życie, jednak pewnego dnia sielanka zostaje przerwana. W przypływie spontaniczności Sofia (Ginevra Francesconi) dodaje do mediów społecznościowych zdjęcie swojego ojca, Santa (Alessandro Gassmann), co prowokuje lawinę niespodziewanych wydarzeń. Publikacja przyciąga uwagę mafii, która ma niedokończone porachunki z mężczyzną. Dzięki działaniom dziewczyny może go wreszcie namierzyć. W wyniku akcji przeprowadzonej przez hitmanów ginie żona i szwagier bohatera, a on ucieka z córką do Mediolanu. Tam, już na spokojnie, zamierza opracować plan zemsty i raz na zawsze rozprawić się z przeszłością. Reżyserem produkcji jest Cosimo Gomez.
Po samym skrócie fabuły widać, że ta historia nie jest niczym odkrywczym – to raczej sztampowy scenariusz, w dodatku pełen doskonale znanych schematów, przeniesionych tym razem na grunt włoski. Jak na typowe kino akcji, mamy dużo scen przemocy i walki. Produkcja jest dość brutalna i nie oszczędza widza. Czuć, że twórcom bardzo zależało na tym, by film nie był "nudny", w związku z czym przeładowali go dynamiczną akcją. Efekt okazuje się jednak odwrotny do zamierzonego, ponieważ całość staje się wręcz męcząca w odbiorze. W wirze wydarzeń i kolejnych bójkach zatraca się również jakikolwiek psychologiczny wymiar tej historii – wszystko staje się płaskie i niewiarygodne, a bohaterowie zachowują się po prostu jak automaty pozbawione logicznej motywacji.
Skoro już o logice mowa – niestety, na próżno jej szukać w tej opowieści. Główne zwroty akcji są grubymi nićmi szyte. Wystarczy wspomnieć samo namierzenie Santa przez mafiozów, które następuje praktycznie w tym samym momencie, w którym Sofia dodaje zdjęcie ojca do Internetu (technologia, jaką dysponuje lokalna mafia, jest wręcz imponująca). Dalej wcale nie jest lepiej – dziewczyna, w sytuacji realnego zagrożenia, robi wszystko, by sprowadzić na siebie niebezpieczeństwo, kompletnie wbrew temu, co poleca jej ojciec. Jest to absolutnie niewiarygodne; śledzenie takich sekwencji sprawia, że mamy ochotę popukać się w głowę. Owszem, film jest dość krótki (trwa zaledwie półtorej godziny, co dodatkowo utrudnia rzetelne rozpisanie fabuły), jednak to żaden argument obronny. Zaproponowany bieg wydarzeń, skróty czasowe i skompresowana do minimum motywacja działań bohaterów to wręcz ujma dla widza, coś nie do zaakceptowania.
Między ojcem a córką nie czuć żadnej energii ani chemii, która pozwoliłaby uwierzyć w tę fikcję. Mężczyzna reprezentuje wszystkie stereotypowe cechy twardziela. I choć na początku filmu poznajemy go jako "zwykłego tatę", twórcy bardzo szybko przechodzą do trybu ex-hitmana, czyniąc go po prostu maszyną do zabijania. Tymczasem Sofia, zwyczajna nastolatka trenująca w szkole hokeja, dostosowuje się do bieżących wydarzeń w tempie tak błyskawicznym, że jest to niewiarygodne. Po chwilowej żałobie w związku ze stratą matki, a następnie kilkuminutowym buncie wobec kłamstw ojca, przeistacza się w zimnokrwistą mścicielkę. Ba, nie potrzebuje nawet szczególnie zaawansowanego szkolenia, by dorównać swojemu ojcu w obsłudze broni. Prawdopodobnie twórcy chcieli sprawić, że na ich widok wszyscy zadrżą ze strachu. Z perspektywy widza mamy tu jednak stereotypowy duet "revengersów", który bez najmniejszego wahania idzie po swoje i kosi przeciwników jak sierp łany zboża. Jest to banalne i dość oczywiste. Film – jako reprezentant typowego gatunku – nie zaskakuje widza absolutnie niczym. W dobie możliwości XXI wieku i ewolucji kina to trochę wstyd proponować tak wtórny scenariusz.
Nazywam się Vendetta nie ma do zaoferowania praktycznie nic ciekawego – zawodzi oczekiwania jako film akcji, thriller i dramat o relacji ojca z córką. Seans nuży. Wszystko jest do bólu przewidywalne, dlatego od razu wiemy, do czego zmierza fabuła. Produkcja nie jest zła (klei się na tyle, na ile to możliwe, a jej akcja zawiera namiastkę ciągu przyczynowo-skutkowego), ale reprezentuje sobą tak banalny poziom, że zwyczajnie szkoda na to czasu.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1974, kończy 50 lat