Trzynasty odcinek Nie z tego świata nieźle bawi, nieco denerwuje i pozostawia widza w przekonaniu, że szczere rozmowy Winchesterów to zjawisko tyleż dziwaczne, co ciekawe. Jak wypadł świąteczny, „walentynkowy” epizod? Oceniamy.
Fani kibicujący wiernie przez jedenaście sezonów Deanowi i Samowi nie mieli specjalnie szczęścia do odcinków „z okazji”. Jeden bożonarodzeniowy, jeden halloweenowy i jeden, jakże pamiętny, odcinek z tłustawym i rozebranym do rosołu Kupidynem to wszystko, czym uraczyli nas twórcy
Supernatural do tej pory. Tym większym zaskoczeniem jest
Love Hurts. Walentynkowa gorączka okazała się znakomitym pretekstem do nakręcenia opowieści ponurej, krwawej i wyrywającej serca (dosłownie).
Historia pewnej zbyt kochającej żony, złośliwej wiedźmy i kreatury o dziwacznym imieniu Qareen została przez scenarzystów opowiedziana w dobrym tempie, ze sporym poczuciem humoru oraz - jak to czasem w tym serialu bywa - z pewnymi denerwującymi momentami, które zdarzają się ostatnio stanowczo za często. Wymyślona przez twórców mordercza dla zakochanych klątwa jest naprawdę ciekawa. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że ludzie potrafią zrobić dużo dla miłości, szczególnie kiedy kochają „za bardzo”. Potrafią być przy tym strasznie naiwni, a gospodynie domowe z przedmieścia są bardzo łatwym celem dla wszelkiej maści oszustów. Śledztwo prowadzone przez łowców idzie dość gładko, ale na szczęście rozwiązanie nie jest zbyt proste (jak to czasem bywało). Zakończenie historii jest ciekawe, mimo to ma pewną wadę. Najbardziej irytującym elementem finału jest tradycyjna ostatnio „niemoc” Winchesterów, którzy najwyraźniej zatracili kompletnie swój instynkt i nawet już nie rozglądają się dookoła. No bo po co, skoro uratować ich może zapłakana pani w wieku „balzakowskim” z nożem w ręku? Może trochę przesadzam, ale nieco za dużo jest już tych zbiegów okoliczności, łatwizny najgorszego rodzaju i wyskakiwania niczym królik z kapelusza niespodziewanych pomocników ratujących urocze tyłki naszych ulubionych łowców.
No url
Zdecydowanie zabawny jest skacowany Dean i jego przepiękne tłumaczenie, czym jest obywatelski obowiązek i czemu 14 lutego jest jego ulubionym świętem. Efekt bijącego serca na dłoni mordercy też jest ciekawy i dobrze zrobiony. Mimo całej sympatii do biednej Melissy, słuchając przemowy Sonji, momentami skłonna byłam się z nią zgodzić (no, może nie posuwałabym się do aż tak drastycznego tępienia owych „ofiar miłości”). Rozgrywka w piwnicy była satysfakcjonująca, chociaż część fanów Castiela była zapewne mocno rozczarowana tym, kto okazał się owym „mrocznym przedmiotem pożądania” Deana.
Tradycyjna, końcowa rozmowa Winchesterów, tym razem w pokoju motelowym, jest o tyle ciekawa, ze trudno się przyzwyczaić do zadziwiającej szczerości, jaka zapanowała pomiędzy braćmi. Jest niemal nienaturalna, szczególnie że każda taka rozmowa kończy się zapewnieniami o tym, że „damy radę” i „rozumiem cię doskonale”. Ktoś może powiedzieć, że lepiej późno niż wcale, ale czy jest to pożyteczne dla dynamiki relacji braterskich i dramaturgii serialu? Zobaczymy. Jak na razie Sam wie, że ma kłopot z Deanem, a chociaż nie wiem, czy tak do końca to rozumie (wbrew jego zapewnieniom), to chętnie zobaczę, co wymyślą scenarzyści, aby rozwiązać tę „kwadraturę koła”.
Trzynasty odcinek
Supernatural nie okazał się odcinkiem pechowym. Po niezbyt ciekawym poprzednim, roztrząsającym problemy młodocianych kandydatów na łowców, stanowił odświeżający powrót do klasyki – potwór tygodnia był przerażający, a nawiązania do głównego wątku znaczące i ważne. Oby tak dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h