Wątkiem przewodnim stała się tu zemsta kobiety, która słusznie szukała rewanżu na skrzydlatych, a przede wszystkim na jednym z nich, tym o imieniu Ishim – prześladowcy, obsesjonacie i zabójcy, a przy okazji niestety dawnym towarzyszu broni Castiela. Chcąc pomóc przyjacielowi, Winchesterowie stanęli na drodze Lily Sunder, kobiecie silnej (z opaską na oku nawiązującą do Kill Billa), posługującej się magią enochiańską, zwykle zarezerwowaną dla aniołów – potężną, ale po kawałku konsumującą duszę. Lily była zdeterminowana i niezłomna, chociaż nie chciała wyrządzić krzywdy postronnym ludziom, a przede wszystkim – co zadziwiające – nie tylko w Supernatural potrafiła wysłuchać drugiej strony i podjąć odpowiednie decyzje. Lily Sunder has some regrets było odcinkiem poświęconym Castielowi, jego dywagacjom o samym sobie, o tym, na ile się zmienił i czy wbrew słowom Ishima ludzie (a zwłaszcza Winchesterowie) byli jego słabością, czy też przyjaźń z nimi to najlepsze, co go w długowiekowym życiu spotkało. Z całą pewnością Castiel nie wyrzekł się więzi z Samem i Deanem (dobrze było znowu zobaczyć Team Free Will w akcji), ale musiał zweryfikować dotychczasowe wybory i zastanowić się nad przyszłymi, związanymi z pościgiem za nefilimem – dzieckiem Lucyfera i Kelly Kline. Wydaje się, że zagrożenie związane z nefilimem zostało w Supernatural znacznie wyolbrzymione. Pamiętajmy, że Castiel zabił już pewną nefilimkę (kelnerkę Jane w Clip show) z wahaniem, ale bez większego problemu, a ona sama, niesprowokowana przez Metatrona, nie zdawała się niczemu ani nikomu zagrażać. Z drugiej strony... tym razem będzie chodziło o dziecko Lucyfera. Elementy komediowe odcinka zapewniły „ciche dni” między Castielem a Deanem przejętym śmiercią Billie i zerwaniem paktu. Dąsy Deana trochę dziwiły, a trochę bawiły (w końcu sam dokonał nie mniej spontanicznych i głupich czynów niż Castiel zabijający Żniwiarkę), ale trzeba przyznać, że dzięki temu w Lily Sunder has some regrets padło kilka celnych i sarkastycznych ripost, a postawiony między młotem a kowadłem Sam miał niepowtarzalną okazję do bitchface’ów. Odcinek miał wiele smaczków, jak sceny z przeszłości, w których pojawił się Castiel w kobiecym naczyniu, „trudną” podróż samochodem, ścisk przy ławie w knajpce czy długie bohaterów rozmowy (które do czegoś prowadziły – a to ci nowość). A anioły pięknie umierały, zostawiając za sobą cień swych skrzydeł. Warto podkreślić znakomitą grę aktorską Iana Traceya odgrywającego anioła Ishima – już raz wystąpił gościnnie w Nie z tego świata (jako ojciec Krissy w Advantures in babysitting), lecz tym razem miał większe pole do popisu, co dobrze wykorzystał. Ciekawostką odcinka była nazwa baru, w którym Castiel spotkał się z dawnymi towarzyszami z garnizonu (na to spotkanie wprosili się Winchesterowie) – Wright Stop, prawdopodobnie na część reżysera odcinka, Thomasa J. Wrighta. Kto wie, jaki kolejny „przystanek” czeka nas za tydzień? Pościg za nefilimem? Potwór tygodnia? Czy „kosmiczne konsekwencje” zerwania umowy ze Żniwiarzem, którymi straszyła Billie? Cóż, wiadomo, że w Nie z tego świata konsekwencje dokonanych czynów rzeczywiście prędzej czy później wracają, by „ugryźć nas w tyłek”, jak to celnie zauważył Dean Winchester. Bójmy się.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj