Odrobina magii w Nie z tego świata nie zaszkodziła odcinkowi Twigs and twine and Tasha Banes. Podobnie jak dwutorowość wątków – walka Winchesterów i rodzeństwa Banes z „wiklinową” wiedźmą kontra Mary Winchester poznającą prawdziwe oblicze Mr Ketcha i brytyjskich Ludzi Pisma. Oba wątki zakończyły się ciekawymi twistami scenariusza, których mogliśmy się spodziewać.
Minusem odcinka jest z pewnością zbyt dużo ofiar drugoplanowych (do czego w tym serialu powinniśmy się już przyzwyczaić) i smutny fakt, że bracia Winchester byli w tym wszystkim potrzebni jak piąte koło u wozu. Nie zrekompensowały tego ani włosy Sama targane wiatrem, ani zachwyt Deana czerwonym winem (którym jednakowoż nie da się upić), ani nawet kolejny rzut oka na wciąż niewykorzystany wyrzutnik granatów. Bo, bądźmy szczerzy, bez Winchesterów tarapaty Banesów zapewne skończyłyby się tak samo lub bardzo podobnie. Z drugiej strony nie można by było użyć smakowitej parafrazy – „Ich mama tydzień temu wyruszyła na polowanie i nie wróciła”.
W międzyczasie Mary Winchester zaczęła podsłuchiwać, bacznie rozglądać się wokół i rozumieć, kim naprawdę są brytyjscy Ludzie Pisma oraz jej towarzysz polowań – Mr Ketch (nie, żeby jego psychopatyzm nie ujawniał się wcześniej), o czym mało efektywnie i za późno próbowała powiadomić Deana. Przy okazji, koncepcja naprzemiennie nieodbieranych telefonów była ciut irytująca, przypominając komedię (w tym przypadku – tragedię) omyłek. Natomiast dosłowna walka wręcz Mary z Arthurem Ketchem była warta zobaczenia, podobnie jak doskonała klamra tortur zmiennokształtnego, wcielającego się w Mary z początku odcinka i jej uwięzienie pod koniec.
W przeciwieństwie do zmagań w siedzibie brytyjskich Ludzi Pisma, walki w domostwie wiedźmy, mimo magicznych rzutów przeciwnikiem przez Maxa Banesa, wypadły blado i nijako (choć miejscami ze skutkiem tragicznym). Dean siedział wtłoczony w krzesło i niemrawo, choć wreszcie skutecznie sięgał po broń, Sam bywał rzucany i tradycyjnie podduszany, a Alicia nie zauważyła śmiertelnego zagrożenia, co zaowocowało wspomnianą końcową woltą scenariusza pod przejmującą piosenkę
In peaceful dreams (Seasick Steve).
Za to pojawił się interesujący, nowy rodzaj magii uprawiany przez złą wiedźmę, która niegdyś podpisała pakt z demonem, a teraz próbowała go „obejść”. Jej pomocnicy – ożywiane kukły z gałęzi kojarzyły się z celtyckimi obrzędami „Wiklinowego Pana”, podczas których palono ludzi w wiklinowych „babach” (oraz filmem „Kult” z Nicholasem Cagem), chociaż w odcinku
Supernatural nikt nie spłonął żywcem. W przypadku złej wiedźmy – szkoda.
Linda Darlow, która ją grała, pojawiła się już w serialu w
Time after time jako krawcowa i łowczyni Ezra Moore, która w przeszłości z czasów prohibicji całowała Deana „na szczęście”. W
Twigs and twine and Tasha Banes była zdecydowanie bardziej wredna.
Richard Speight Jr. po raz drugi dobrze poradził sobie z reżyserią, choć powinien popracować nad choreografiami walk, a najlepiej wziąć korepetycje u mojej ulubionej (pod tym względem) Niny Lopez-Corrado.
Sądząc po kartach wykładanych na stół przez brytyjskich Ludzi Pisma, powinniśmy zacząć obawiać się o amerykańskich łowców, a przede wszystkim o Gartha, Claire i Eileen, których dossier w siedzibie BMoL znalazła Mary. Widząc, z jaką łatwością scenarzyści zabijają drugi plan, powinniśmy bać się podwójnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h