Co prawda w Gods and Monsters ponownie pojawiło się sporo wątków pobocznych, lecz zdecydowanie lepiej je zarysowano i poprowadzono. Dzięki Bogu, że tym razem po Bunkrze Ludzi Pisma nie plątali się ocaleńcy ze świata alternatywnego, czyli pan z zupą, pan z kłem w barku czy nic nie potrafiąca Maggie. Znacznie ciekawszy okazał się wątek Bobby’ego prowadzącego śledztwo wraz z Mary i Samem (chociaż jego umiejętność FBI nieco zardzewiały po 15 latach życia w świecie postapokaliptycznym). Wątek niespokojnego i niepokojącego Nicka. Wątek poszukującego rodziny Jacka. Czy przemawiającego do rzeczy (nareszcie) Castiela. Wątek (teoretycznie) główny nabrał wyrazu. Archanioł Michał w rzeźnickim fartuchu à la Crowley podjął się ulepszania wampirów i wilkołaków – o czym boleśnie przekonali się Sam, Mary i Bobby. Choć początkowo ulepszanie Michałowi nie wychodziło, ku jego wielkiemu rozczarowaniu. Jego lodowatość i dystans zabarwiły odrobina czarnego humoru i sarkazmu, nie wspominając o umiejętnościach flirtowania, zapewne zaczerpniętych od „naczynia”, które w mocnej scenie z lustrem pokazało swój gniew i ból. W ogóle sceny z lustrami bywają przejmujące, nie tylko w Supernatural… Wizja „lepszego” świata według Michała ciut zbija z tropu i nie mam pojęcia, dlaczego archanioł podąża w tym, a nie innym kierunku, za to żywię nadzieję, że jakieś pojęcie mają o tym scenarzyści i showrunner. Swoją drogą, twist scenariusza pod koniec odcinka także zbił z pantałyku, bo trudno uwierzyć, by Michał tak znienacka i niespodziewanie odpuścił. Albo potrafi się świetnie maskować, albo mamy do czynienia z ukrytą, tykającą bombę zegarową, a tak czy inaczej - z V kolumną. Jak wspomniałam, sporo miejsca w Gods and Monsters poświęcono wątkom pobocznym, w tym Nicka poszukującego tajemniczego mordercy swojej rodziny. Byłoby nam go żal, gdyby nie fakt, że nawet bez Lucyfera okazał się mieć nielichą skłonność do przemocy i zachowań psychopatycznych, o czym przekonaliśmy się pod koniec odcinka, dostając tym jak obuchem, przepraszam – młotkiem. O wiele sympatyczniejszy okazał się wątek Jacka wyruszającego na spotkanie z dziadkami. Jego płomienna przemowa na temat prawdopodobnej konieczności zabijania Deana wraz z archaniołem Michałem – już mniej. Nawet Castiel zaniemówił. A szkoda, bo w Gods and Monsters Castiel, zarówno w rozmowach z Jakiem, jak i Nickiem, przemawiał wyjątkowo sensownie. Aż uszom nie wierzyłam. Po rozczarowaniu premierą sezonu, teraz jestem zdecydowanie lepiej nastawiona na to, co przyniesie nam przyszłość. Chociaż tym razem obu Winchesterów - i posępnego, brodatego Sama i desperacko, choć bezskutecznie walczącego o kontrolę nad Michałem Deana, było mało. Zatem więcej braci Winchesterów poprosimy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj