Czasami mamy do czynienia z odcinkiem nierównym, a jednak chwilami niezwykłym i ujmującym za serce. Oto przypadek Golden time – miejscami dłużyzny, a kiedy indziej – wprost przeciwnie. Winchesterowie wiedzą już, że Chuck ostał się na tej Ziemi i knuje za ich plecami. Ba, właściwie w każdej chwili może im nabruździć w glorii i chwale, a oni niewiele na to poradzą. Sinusoida nastrojów braci chwilowo oscyluje między niepewną nadzieją Sama, a depresją Deana, który usiłuje zagłuszyć ból istnienia maratonem Scooby-Doo i wyjadaniem całego zapasu płatków śniadaniowych. Dean być może ma doła, za to widzowie, widząc jego rozchełstany szlafrok i spodnie od piżamy w hot-dogi i hamburgery – niekoniecznie. Tym razem to nie Winchesterowie znajdują sprawę, a sprawa sama znajduje Winchesterów (co, niestety, może być także prawdą w przypadku Chucka). W Bunkrze i podczas joggingu Sama po zalanym deszczem parku pojawia się duch głuchoniemej łowczyni Eileen, która ma nadzieję na ostateczne wyrwanie się z Piekła. Oczywiście, Eileen znalazła się w Piekle zupełnie niesprawiedliwie (podobnie jak Kevin, zesłany tam złośliwie przez Boga) – jedynym wytłumaczeniem jest fakt, że zginęła rozszarpana przez ogary piekielne, a te, widocznie z przyzwyczajenia, zawlokły ją w jedyne znajome sobie miejsce. Mimo to prorocy i łowcy trafiający po śmierci do Piekła to czysta zgroza.
fot. The CW
+1 więcej
Jako że Winchesterowie wiedzą, że dusze, które raz znalazły się w Piekle, nie mogą dostać się do Nieba, Sam wpada na pomysł, by uwięzić Eileen w osobistej pułapce duchowej – nic przyjemnego, ale nie oszaleje i nie stanie się mściwym duchem, czego naprawdę by nie chciała. Wraz z Eileen, do której młodszy z braci prawdopodobnie czuje miętę przez rumianek i to z wzajemnością (podczas gdy Dean woli swoją depresję), wybierają się do rezydencji Roweny, zabezpieczonej okrutnymi zaklęciami, acz nie zabraniającymi wejścia Winchesterom (słodkie). Ku swojemu zdumieniu Sam odnajduje zaklęcie pozwalające przywrócić duszy ciało z krwi i kości, którym Rowena chciała wskrzesić Mary Winchester, lecz zrezygnowała, gdy okazało się, że Mary zdaje się być szczęśliwa w Niebie. Wydaje się to idealnym rozwiązaniem dla Eileen, tyle że w paradę wchodzi im wiedźmowa rodzina – matka i dwie córki, jedna o wiele wredniejsza. Co prawda, nadmiar odniesień do rodzeństw w ostatnich odcinkach Nie z tego świata zaczyna lekko niecierpliwić – tak, drodzy scenarzyści i ty, łopatologiczny Chucku, pojmujemy symbolikę. Nadciągające krew, pot i łzy, czyli męczarnie zmuszonego do współpracy z wiedźmami Sama może przerwać jedynie jego starszy brat, jeśli, wezwany przez ducha Eileen, wreszcie ruszy swój szacowny tyłeczek z Bunkra. Czy ruszy? Tymczasem Castiel, odrobinę niechcący, prowadzi własne polowanie, pomagając zrozpaczonej matce o swojskim nazwisku Krakowski, odnaleźć zaginionego syna. To ta nieco nudniejsza część odcinka, choć ma swój urok, bo anioł bardzo się stara, chcąc nie chcąc kontaktuje z Bunkrem (ach, te stare, dobre telefony, które niegdyś odbierał Bobby Singer, a później Garth) i dowiaduje o intrydze Chucka, a na koniec, pokonując potwora, wyraża swoją niechęć do autorytetów przy władzy, patrz – Ojca Niebieskiego. Wyraża śmiertelnie dobitnie. Najpiękniejszą sceną Golden time wydaje się resurekcja Eileen (poprzez symboliczne oczyszczenie w wodzie) i radosna ulga na twarzy rzucającego zaklęcie wskrzeszenia Sama. Swoją drogą, nie był to jedyny moment, kiedy w odcinku Sam ucieka się do magii. Całkiem zręczny z niego czarownik, prawdziwy „podopieczny” Roweny. Nie pogniewałabym się, gdyby jeszcze do czarowania wrócił, tym bardziej, że ruda, szkocka wiedźma pozostawiła mu swoje dziedzictwo. Końcówka niesie nadzieję, że Dean porzuci oglądanie Scooby-Doo i wesprze brata w walce z tym, którego teoretycznie pokonać się nie da. Czas pokaże.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj