Ken Follett w swojej twórczości lubi osadzać akcję w średniowieczu. Czytelnicy mieli okazję zapoznać się z Filarami ziemi, Światem bez końca i Słupem ognia. Jego najnowsza książka Niech stanie się światłość na półki księgarń trafiła pod dość mylnym szyldem prequela wspomnianych książek. Jest to w dużej mierze chwyt reklamowy, gdyż Niech stanie się światłość obejmuje wczesne średniowiecze, a rok 997 od czasu akcji Filarów ziemi dzieli ponad sto lat. Jedyne, co łączy te powieści, to umiejscowienie akcji: wszystkie dotyczą Anglii. Żadna z książek Folletta traktująca o średniowieczu i czasach późniejszych nie jest powiązana z resztą w sposób ścisły, który uniemożliwiałby lekturę bez poznania poprzednich części. Poniekąd przemawia to na korzyść, bo można sięgnąć po dowolną książkę. Kiedy dowiedziałam się, że planowane jest wydanie kolejnej powieści utrzymanej w klimatach historycznych, bardzo się ucieszyłam.  Przyznam, że czekałam na nią z niecierpliwością. Follett nieraz mnie zachwycił swoją twórczością. Co w niej lubię? Przede wszystkim to, że pisze o ludziach i przez to, że jego bohaterowie pochodzą najczęściej z różnych warstw społecznych, co daje nam szerszy wgląd w epokę. Oczywiście, działają pewne schematy, które przy kolejnej książce jest się w stanie dostrzec. Po prezentacji bohaterów i ich losów wiedziałam, że niebawem nadejdzie moment, gdy ich drogi się przetną i zaczną wzajemnie na siebie oddziaływać. I tak było w tym przypadku. Przyznam, że przez pewien czas dręczyła mnie myśl, czy przypadkiem nie jest to schematyczne, ale… Tak czysto z psychologicznego punktu widzenia, ludzie się w sobie zakochują, pożądają władzy, dotykają ich różne nieszczęścia itp. O tyle o ile w historii zasadniczo mamy do czynienia z pewną powtarzalnością, przecież już nasi przodkowie stwierdzili, że historia kołem się toczy, to dlaczego nie ma tak samo być i z żywotem ludzkim?
Źródło: Albatros
Nasi bohaterowie to bezwzględny, dążący do władzy biskup, młody szkutnik, którego świat zawalił się po tym, jak na jego wioskę napadli wikingowie, a także młoda kobieta, która wychodzi za mąż z wielkiej miłości i za ukochanym jedzie do dalekiego kraju, gdzie dość boleśnie zderza się z kulturową odmiennością. Pojawia się też młody zakonnik, którego marzeniem jest przekształcenie opactwa w centrum nauki, które będzie podziwiane przez cały świat. To właśnie ich losy będą się w powieści plątać i przecinać. Miałam duże obawy dotyczące wątku z wikingami i bałam się, że Follett będzie jeszcze jednym twórcą, który postanowił sięgnąć po wątek tych krwiożerczych wojowników. Co ciekawe, ten wątek jest zupełnie poboczny, zatem mimo umieszczenia akcji w dopiero rodzącej się i kształtującej Anglii, nie dostaniemy czegoś podobnego do losów Ragnara i spółki. 
Co jeszcze lubię w twórczości Folletta? To, że u niego nic nie jest bajkowe. Jego bohaterowie są z krwi i kości, a ich losy są bardzo autentyczne. Poza tym widać upodobania pisarza do wątków szpiegowskich, bo jak w każdej książce, tak i tu pojawia się bardzo zawiła intryga. Niech stanie się światłość napisana jest bardzo przystępnym językiem. Książki Folletta są typowymi powieściami historycznymi, ale napisanymi niezwykle starannie z dużą dbałością o szczegóły. Książkę czyta się błyskawicznie i niecierpliwie przewraca się kolejne strony, śledząc losy bohaterów.   Podsumowując: Niech stanie się światłość jest kolejną bardzo dobrą książką Kena Folletta i zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Kto będzie dobrze się bawić podczas lektury? Miłośnicy powieści historycznych z całą pewnością, ale nie trzeba znać się na historii, żeby czerpać przyjemność z książek tego pisarza. Nawet jeśli się nie orientujemy w historii wczesnego średniowiecza, autor przeprowadzi nas przez realia i sprawi, że wszystko stanie się jasne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj