Koniec serialu Nierealne to zarazem ostateczny dowód, jakim nieporozumieniem stała się ta produkcja. Marnowanie potencjału i chaos przygniata dobre pomysły i klimat.
Finałowy odcinek serialu
Nierealne to doskonały przykład na to, że twórcy nie są konsekwentni. Nagle jesteśmy rzuceni z wiktoriańskiego Londynu do dziwnej, futurystycznej przyszłości. Obserwujemy kompletnie inne postaci, jesteśmy zarzucani nazwami własnymi, które mamy rozumieć, choć słyszymy je po raz pierwszy. W efekcie zdaje nam się, że pomyliliśmy seriale. Kompletnie inny klimat, nudna, pozbawiona ikry historia i absurdalne jej powiązanie z teraźniejszością. Whedon i spółka chcą, abyśmy wierzyli, że ta zniszczona życiem wojowniczka przeniosła swoją świadomość w czasie i stała się panią True. Ten niedorzeczny motyw - nie wątpię, że na papierze miał być wielkim twistem, który nie przekreślam - niósł ze sobą potencjał, ale został on zmarnowany. Mam wrażenie, że koncepcja serialu zmieniała się z pięć razy podczas tworzenia, bo to wszystko, co sobą reprezentuje finał, nie ma podbudowy fabularnej w poprzednich odcinkach. Pomysły są wyciągane jak królik z kapelusza, bez przygotowania, które sprawiłoby, że w określonych momentach wszystko by zaklikało i każdy element układanki wpadłby na swoje miejsce. Niestety, wyjaśnienie, dlaczego panna True jest taka, jaka jest, totalnie nie pasuje do
Nierealnych, do tej bohaterki, do konwencji i sensu tworzonej historii. Nie jest wykluczone, że zwolnienie Jossa Whedona w trakcie prac przyczyniło się do stworzenia chaosu, jakim ten sezon, a szczególnie ten odcinek jest. Zbyt wiele rzeczy wypadło w trakcie montażu, bo trudno uwierzyć, by twórcy z takim doświadczeniem negowali podstawy rzetelnego opowiadania historii.
Lepiej wypadają sceny wypełniania luki tego, co się działo z Amalią True, zanim dostała swoje moce. Co prawda kwestie dotkniętych nie zostały w ogóle rozwinięte, więc nadal jesteśmy na etapie: wydarzenie dało ludziom moce i... koniec. Jednak aspekty psychologiczne rzekomego przejęcia ciała prawdziwej True dobrze wpasowują się w konwencję
Nierealnych. Twórcy solidnie wyjaśniają jej decyzje, chęć działania i - jak się okazuje - konflikt z Maladie. Tutaj jednak też jest potężny zgrzyt będący kolejnym z wielu dowodów na brak konsekwencji scenarzystów. W pewny momencie pomyśleli, że widzom będzie zależeć, jak powiedzą, że Maladie była przyjaciółką True, a ta ją zdradziła. Gdy koniec końców widzimy sytuację z zakładu psychiatrycznego, nie ma mowy o żadnej przyjaźni, a co dopiero o jakimkolwiek emocjonalnym związku, który był zasugerowany na początku serialu. Problem polega na tym, że tego typu chaotycznych motywów jest w tym serialu więcej, co generuje największy problem
Nierealnych: ten serial jest totalnie wyprany z emocji, a ten wątek jest sztandarowym tego przykładem. Mieliśmy różne twisty, rozwój fabuły i tak dalej, ale trudno było cokolwiek poczuć. Finał nie jest w tym przypadku wyjątkiem.
Problemem finału jest też całkowita nijakość. Staje się on wręcz kropką nad i braku jakiegoś celu fabularnego. Nie ma mowy o tym, by serial
Nierealne do czegokolwiek prowadził i miał jakiś głębszy sens. Początek sezonu był obiecujący, pokazywał problemy społeczne, walkę z ostracyzmem i próbę wyjaśnienia tajemniczego wydarzenia związanego z kosmitami. Im dalej, tym gorzej - jakby sami twórcy byli zagubieni w tworzeniu własnej historii. Nie ma w finale kulminacji czy obietnicy czegoś wielkiego w potencjalnym 2. sezonie. Nawet spotkanie Amalii z kosmitą do niczego nie prowadzi. To tym bardziej rozczarowuje i pokazuje, że choć wiktoriańska konwencja i pomysł na supermoce w takiej epoce to duże plusy, a Pennance i Amalia to świetnie wykreowane bohaterki (do czasu kuriozalnego konfliktu pojawiającego się znikąd), to ten serial nie ma nic do zaoferowania. Stąd być może chaos całego sezonu i finału, bo twórcy cały czas błądzą, szukają i nic z tego nie wynika.
Nierealne to serial, który przypomina tzw. Oscar Bait. Na papierze ma wszystko, by stać się świetnej jakości hitem HBO. Jednak ambicje twórców nie idą w parze z jakością realizacji, bo dostajemy rzecz nieprzemyślaną, chaotyczną i momentami okropnie marnującą potencjał. Ładnie to wygląda, ale jest w środku kompletnie puste. Nie zdziwię się, jeśli 2. sezon nie powstanie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h