Serial Obi-Wan Kenobi pokazuje w końcu pazur! Daje nam ogromne emocje, gęstą atmosferę i gigantyczne napięcie.
Pierwsze dwa odcinki serialu
Obi-Wan Kenobi stanowiły wstęp do historii. Tak naprawdę niewiele mówiły o tym, jaka będzie to produkcja. Nowy odcinek zmienia to całkowicie! Aż zacząłem się zastanawiać, czy to naprawdę zostało stworzone dla platformy Disney+. Pojawiają się przerażające momenty, których w Gwiezdnej Sadze jeszcze nie widzieliśmy. Choć nadal są one osadzone w uniwersum Star Wars, to i tak przekraczają pewne granice. I na pewno mogą przestraszyć młodszych widzów.
Ten odcinek można byłoby opisać jednym słowem: napięcie. I to jakie! Już wydarzenia na Mapuzo, gdy Ben i młoda Leia próbowali dostać się do miasta, są dowodem na to, jak Deborah Chow kapitalnie wyreżyserowała ten odcinek. Napięcie pojawia się momentalnie: w chwili, gdy przerażony Obi-Wan rozważa słowa Revy o Anakinie, w scenie pokazującej "ubieranie" Vadera w kostium dający mu życie (ten moment, gdy słychać tylko oddech u wielu wywoła ciarki przechodzące po plecach), a także w spotkaniu szturmowców na drodze. Cały czas odczuwamy niepewność. Co więcej, gdy dochodzi do kontroli, podczas której Obi-Wan ma wysiąść z pojazdu, atmosfera jeszcze bardziej gęstnieje. Czy to będzie ten moment, gdy Kenobi w końcu włączy miecz świetlny? To zbijanie z tropu – bo ostatecznie wyjmuje blaster (ta niecywilizowana broń w jego rękach pokazuje przemianę postaci po
Zemście Sithów) – daje mnóstwo emocji. Widzimy też, że Ben nie jest już tak zardzewiały jak na Daiyu w 2. odcinku. To świetny wątek, bo reżyserce udaje się zbudować poczucie zagrożenia, mimo że wiemy, iż bohaterom nic nie może się stać, bo występują później w Oryginalnej Trylogii. Ronowi Howardowi w filmie o Hanie Solo zupełnie to nie wyszło.
Wydarzenia na Mapuzo są też ważne dla rozwoju Bena. Do tej pory wiedzieliśmy, że stracił całą nadzieję, a samotność jedynie go przytłacza (te sceny, gdy zadaje pytanie Qui-Gonowi, a ten mu nie odpowiada, doskonale to pokazują). Fakt, że nowa sojuszniczka grana przez Indirę Varmę jest częścią siatki pomagającej ludziom w mrocznych czasach Imperium to iskra, która powoli będzie rozpalać coś w Obi-Wanie. A fakt, że Varma gra oficera Imperium, jest znaczący, bo pokazuje widzom, że nie wszyscy, którzy weszli w ich szeregi, to źli ludzie. To też wydaje się dobrym pomysłem, by Imperium samo w sobie nie było po prostu bezosobowym złem. Chciałbym częściej widzieć bohaterów, którzy w coś wierzyli. Istotną rolę w tym odegra wspomnienie o Quinlanie Vosie. Nie jest wykluczone, że dawny przyjaciel Bena z Zakonu Jedi pojawi się w serialu.
Przedstawienie Dartha Vadera to absolutny majstersztyk. Decyzja o zrobieniu z niego głównego czarnego charakteru była genialna. Można było spodziewać się wielkich emocji w wątku Mrocznego Lorda Sithów – z uwagi na relację Anakina z Obi-Wanem. Po przeciekach wiedziałem mniej więcej, co się wydarzy, ale Deborah Chow i tak sprawiała, że serce biło mi znacznie szybciej. Mamy blokadę miasta, przerażone oblicze Obi-Wana, który wyczuwa w Mocy swojego dawnego ucznia, a także wejście Vadera. To jest Darth Vader w stylu
Łotra 1. Każdy jego krok, każdy jego oddech mówi nam, że przybył po to, by się zemścić. Padają oskarżenia wobec Obi-Wana, że jest tym, kim on go uczynił. Gniew Sitha potęguje się z każdą minutą, gdy Kenobi unika konfrontacji, której zasadniczo nie może wygrać. To mroczne i przerażające momenty. Chow nie boi się tworzyć aury grozy wokół Vadera, a robi to dość prostymi środkami. Gdy bohater wyczuwa Obi-Wana, słychać jedynie jego oddech. Widzimy, jak łapie Mocą cywilów i ich bez litości zabija. Jest nawet moment, w którym bierze dziecko i ukręca mu głowę. Czy to na pewno Disney?
Napięcie w scenach Vadera z Obi-Wanem jest większe niż w pozostałych istotnych momentach odcinka. Każdy, kto zna ich historię i widzi ich w nadchodzącej walce, poczuje to pewnie jeszcze mocniej. Głos
Jamesa Earla Jonesa w roli Vadera brzmi jak zawsze, ale słowa padające ze strony Sitha godzą w serce widza oraz Obi-Wana. Mistrz Jedi i tak się obwinia, a teraz jeszcze może zobaczyć na własne oczy, co stworzył. Ben musi spaść na samo emocjonalne dno. Okazuje się, że nie czuje się pewny z mieczem świetlnym, więc starcie to trudno nawet nazwać walką. Vader jest jak niepowstrzymana siła; idzie, trzymając miecz jedną ręką, jakby walczył z jakimś słabeuszem. Wizualnie walka wygląda dobrze – zwłaszcza pod kątem oświetlenia, które pana z mieczy świetlnych. Obi-Wan jest w tym starciu bezradny, bo jego panowanie nad Mocą nie jest takie jak kiedyś. Stał się słaby i doskonale o tym wie. Vader chce się zemścić i to brutalnie, ale czy mogliśmy spodziewać się spalenia Obi-Wana żywcem? Pomysł jest dobry, ale niepotrzebnie dostaliśmy zbliżenia na cierpiącego Kenobiego. To wyszło sztucznie. Nie z uwagi na aktorstwo McGregora, ale z powodu braku spójności pomiędzy komputerowymi płomieniami a wijącym się z bólu Benem.
fot. Disney+
Starcie Vadera z Obi-Wanem uwydatnia też pewną słabość innych postaci. Gdy Deborah Chow co jakiś czas pokazuje, co dzieje się u Revy i Inkwizytorów, reakcja jest tylko jedna: nie obchodzi mnie to! Te sceny niepotrzebnie wybijały z rytmu i słabo wypadały na tle głównego konfliktu. Twórcy sugerują śmierć Wielkiego Inkwizytora i walkę braci i sióstr o to miano, ale to zwykłe zbijanie z tropu widzów nieznających kanonu. Ta postać powróci, bo musi – nikt nie będzie tu mieszać w kanonie, skoro pojawia się w
Star Wars: Rebeliantach. Ciekawym pomysłem jest cliffhanger, w którym Reva pojmała młodą Leię. Oczywiście, to pretekst do tego, by Obi-Wan poleciał do ich bazy na ratunek. Zobaczymy – jak to nazwano – rewanż stulecia pomiędzy Obi-Wanem i Darthem Vaderem, czyli prawdziwą walkę na miecze świetlne.
Młoda aktorka grająca Leię oddaje ducha tej postaci we wspólnych scenach z Obi-Wanem. Ich rozmowy o biologicznej matce bohaterki mają w sobie odpowiednią nutkę emocji, a pytanie o to, czy Obi-Wan jest jej prawdziwym ojcem, zaskakuje. To świetnie też współgra z Gwiezdną Sagą, bo przez pryzmat wydarzeń w serialu więcej sensu zyskuje wysłanie prośby o pomoc do Obi-Wana oraz nazwanie swojego syna imieniem Ben. Zastanawia też wspomnienie o bracie Obi-Wana. Przecież to Gwiezdne Wojny – żaden szczegół nie jest tu przypadkowy.
Ten odcinek
Obi-Wana pokazuje, że emocjonalny fundament serialu jest silniejszy niż inne wątki Gwiezdnych Wojnach w erze Disneya. Deborah Chow wykorzystała ten potencjał z nawiązką. Emocje i napięcie są obietnicą kolejnych fantastycznych epizodów. Duży plus za oddalenie się od Tatooine. Mapuzo i baza Inkwizytorów na Nur to ciekawe lokacje, które wiele dają temu odcinkowi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h