Obi-Wan Kenobi: odcinek 3 - recenzja
Data premiery w Polsce: 14 czerwca 2022Serial Obi-Wan Kenobi pokazuje w końcu pazur! Daje nam ogromne emocje, gęstą atmosferę i gigantyczne napięcie.
Serial Obi-Wan Kenobi pokazuje w końcu pazur! Daje nam ogromne emocje, gęstą atmosferę i gigantyczne napięcie.
Pierwsze dwa odcinki serialu Obi-Wan Kenobi stanowiły wstęp do historii. Tak naprawdę niewiele mówiły o tym, jaka będzie to produkcja. Nowy odcinek zmienia to całkowicie! Aż zacząłem się zastanawiać, czy to naprawdę zostało stworzone dla platformy Disney+. Pojawiają się przerażające momenty, których w Gwiezdnej Sadze jeszcze nie widzieliśmy. Choć nadal są one osadzone w uniwersum Star Wars, to i tak przekraczają pewne granice. I na pewno mogą przestraszyć młodszych widzów.
Ten odcinek można byłoby opisać jednym słowem: napięcie. I to jakie! Już wydarzenia na Mapuzo, gdy Ben i młoda Leia próbowali dostać się do miasta, są dowodem na to, jak Deborah Chow kapitalnie wyreżyserowała ten odcinek. Napięcie pojawia się momentalnie: w chwili, gdy przerażony Obi-Wan rozważa słowa Revy o Anakinie, w scenie pokazującej "ubieranie" Vadera w kostium dający mu życie (ten moment, gdy słychać tylko oddech u wielu wywoła ciarki przechodzące po plecach), a także w spotkaniu szturmowców na drodze. Cały czas odczuwamy niepewność. Co więcej, gdy dochodzi do kontroli, podczas której Obi-Wan ma wysiąść z pojazdu, atmosfera jeszcze bardziej gęstnieje. Czy to będzie ten moment, gdy Kenobi w końcu włączy miecz świetlny? To zbijanie z tropu – bo ostatecznie wyjmuje blaster (ta niecywilizowana broń w jego rękach pokazuje przemianę postaci po Zemście Sithów) – daje mnóstwo emocji. Widzimy też, że Ben nie jest już tak zardzewiały jak na Daiyu w 2. odcinku. To świetny wątek, bo reżyserce udaje się zbudować poczucie zagrożenia, mimo że wiemy, iż bohaterom nic nie może się stać, bo występują później w Oryginalnej Trylogii. Ronowi Howardowi w filmie o Hanie Solo zupełnie to nie wyszło.
Wydarzenia na Mapuzo są też ważne dla rozwoju Bena. Do tej pory wiedzieliśmy, że stracił całą nadzieję, a samotność jedynie go przytłacza (te sceny, gdy zadaje pytanie Qui-Gonowi, a ten mu nie odpowiada, doskonale to pokazują). Fakt, że nowa sojuszniczka grana przez Indirę Varmę jest częścią siatki pomagającej ludziom w mrocznych czasach Imperium to iskra, która powoli będzie rozpalać coś w Obi-Wanie. A fakt, że Varma gra oficera Imperium, jest znaczący, bo pokazuje widzom, że nie wszyscy, którzy weszli w ich szeregi, to źli ludzie. To też wydaje się dobrym pomysłem, by Imperium samo w sobie nie było po prostu bezosobowym złem. Chciałbym częściej widzieć bohaterów, którzy w coś wierzyli. Istotną rolę w tym odegra wspomnienie o Quinlanie Vosie. Nie jest wykluczone, że dawny przyjaciel Bena z Zakonu Jedi pojawi się w serialu.
Przedstawienie Dartha Vadera to absolutny majstersztyk. Decyzja o zrobieniu z niego głównego czarnego charakteru była genialna. Można było spodziewać się wielkich emocji w wątku Mrocznego Lorda Sithów – z uwagi na relację Anakina z Obi-Wanem. Po przeciekach wiedziałem mniej więcej, co się wydarzy, ale Deborah Chow i tak sprawiała, że serce biło mi znacznie szybciej. Mamy blokadę miasta, przerażone oblicze Obi-Wana, który wyczuwa w Mocy swojego dawnego ucznia, a także wejście Vadera. To jest Darth Vader w stylu Łotra 1. Każdy jego krok, każdy jego oddech mówi nam, że przybył po to, by się zemścić. Padają oskarżenia wobec Obi-Wana, że jest tym, kim on go uczynił. Gniew Sitha potęguje się z każdą minutą, gdy Kenobi unika konfrontacji, której zasadniczo nie może wygrać. To mroczne i przerażające momenty. Chow nie boi się tworzyć aury grozy wokół Vadera, a robi to dość prostymi środkami. Gdy bohater wyczuwa Obi-Wana, słychać jedynie jego oddech. Widzimy, jak łapie Mocą cywilów i ich bez litości zabija. Jest nawet moment, w którym bierze dziecko i ukręca mu głowę. Czy to na pewno Disney?
Napięcie w scenach Vadera z Obi-Wanem jest większe niż w pozostałych istotnych momentach odcinka. Każdy, kto zna ich historię i widzi ich w nadchodzącej walce, poczuje to pewnie jeszcze mocniej. Głos Jamesa Earla Jonesa w roli Vadera brzmi jak zawsze, ale słowa padające ze strony Sitha godzą w serce widza oraz Obi-Wana. Mistrz Jedi i tak się obwinia, a teraz jeszcze może zobaczyć na własne oczy, co stworzył. Ben musi spaść na samo emocjonalne dno. Okazuje się, że nie czuje się pewny z mieczem świetlnym, więc starcie to trudno nawet nazwać walką. Vader jest jak niepowstrzymana siła; idzie, trzymając miecz jedną ręką, jakby walczył z jakimś słabeuszem. Wizualnie walka wygląda dobrze – zwłaszcza pod kątem oświetlenia, które pana z mieczy świetlnych. Obi-Wan jest w tym starciu bezradny, bo jego panowanie nad Mocą nie jest takie jak kiedyś. Stał się słaby i doskonale o tym wie. Vader chce się zemścić i to brutalnie, ale czy mogliśmy spodziewać się spalenia Obi-Wana żywcem? Pomysł jest dobry, ale niepotrzebnie dostaliśmy zbliżenia na cierpiącego Kenobiego. To wyszło sztucznie. Nie z uwagi na aktorstwo McGregora, ale z powodu braku spójności pomiędzy komputerowymi płomieniami a wijącym się z bólu Benem.
Starcie Vadera z Obi-Wanem uwydatnia też pewną słabość innych postaci. Gdy Deborah Chow co jakiś czas pokazuje, co dzieje się u Revy i Inkwizytorów, reakcja jest tylko jedna: nie obchodzi mnie to! Te sceny niepotrzebnie wybijały z rytmu i słabo wypadały na tle głównego konfliktu. Twórcy sugerują śmierć Wielkiego Inkwizytora i walkę braci i sióstr o to miano, ale to zwykłe zbijanie z tropu widzów nieznających kanonu. Ta postać powróci, bo musi – nikt nie będzie tu mieszać w kanonie, skoro pojawia się w Star Wars: Rebeliantach. Ciekawym pomysłem jest cliffhanger, w którym Reva pojmała młodą Leię. Oczywiście, to pretekst do tego, by Obi-Wan poleciał do ich bazy na ratunek. Zobaczymy – jak to nazwano – rewanż stulecia pomiędzy Obi-Wanem i Darthem Vaderem, czyli prawdziwą walkę na miecze świetlne.
Młoda aktorka grająca Leię oddaje ducha tej postaci we wspólnych scenach z Obi-Wanem. Ich rozmowy o biologicznej matce bohaterki mają w sobie odpowiednią nutkę emocji, a pytanie o to, czy Obi-Wan jest jej prawdziwym ojcem, zaskakuje. To świetnie też współgra z Gwiezdną Sagą, bo przez pryzmat wydarzeń w serialu więcej sensu zyskuje wysłanie prośby o pomoc do Obi-Wana oraz nazwanie swojego syna imieniem Ben. Zastanawia też wspomnienie o bracie Obi-Wana. Przecież to Gwiezdne Wojny – żaden szczegół nie jest tu przypadkowy.
Ten odcinek Obi-Wana pokazuje, że emocjonalny fundament serialu jest silniejszy niż inne wątki Gwiezdnych Wojnach w erze Disneya. Deborah Chow wykorzystała ten potencjał z nawiązką. Emocje i napięcie są obietnicą kolejnych fantastycznych epizodów. Duży plus za oddalenie się od Tatooine. Mapuzo i baza Inkwizytorów na Nur to ciekawe lokacje, które wiele dają temu odcinkowi.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat