Drugi tom serii Oblivion Song. Pieśń Otchłani kontynuuje wcześniejsze wątki, ale też odkrywa nieco nowych tajemnic. Jak wypada komiks Roberta Kirkmana?
Wszystko zaczęło się od nie do końca przemyślanego eksperymentu, w rezultacie którego doszło do połączenia (czy wręcz wymieszania fragmentów rzeczywistości) między naszym światem a tym zamieszkałym przez straszliwe potwory. Naukowcy nie raz już na kartach popkultury namieszali i przynieśli zagrożenie światu –
Oblivion Song tylko dodaje kolejny rozdział do ich długiej listy przewinień.
Tego wszystkiego dowiedzieliśmy się w
pierwszym tomie, poznaliśmy też kluczowych bohaterów. W drugiej odsłonie serii przyszła pora na rozgrywanie postaci… a także wprowadzanie zupełnie nowych wątków. To, co po pierwszym tomie wydawało się sednem opowieści i zwartą wizją, w kontynuacji okazuje się wyłącznie przygrywką do znacznie większej historii. Z jednej strony cieszy dynamicznie zmieniająca się fabuła i okoliczności, z którymi muszą zmierzyć się postacie, ale z drugiej ma się wrażenie, że sama opowieść się rozmywa, brak jej wyrazistej klamry. Coś podobnego można było zauważyć chociażby w
Żywych trupach, kiedy to Kirkman nie potrafił powiedzieć dość i raz po raz zmieniał wątki, by po czasie wprowadzać echa wcześniejszych. Rzecz jasna w przypadku
Oblivion Song nic takiego na razie nie ma miejsca, ale kierunek fabularny może się wydać niepokojący.
Robert Kirkman pokazał w innych seriach (
Żywe trupy, ale też
Outcast czy
Invincible), że potrafi świadomie – i co ważniejsze udanie – wykorzystywać popularne motywy, wątki i narracje, by stworzyć interesujące historie. Może nie zawsze oryginalne, ale dobrze rozgrywające schematy i wykorzystujące to co znamy i lubimy. I chciałoby się to samo powiedzieć o omawianej serii, ale tym razem mam wrażenie, że coś nie do końca zadziałało. Niby, na poziomie elementów składowych, wszystko się zgadza, ale efekt końcowy nie porywa; raczej pozostawia czytelnika obojętnym.
Być może należy położyć to na karb postaci i ich dylematów. Żaden z bohaterów, pierwszo- czy drugoplanowych, nie zapada w pamięć. Gorzej, nie budzi emocji, czy to pozytywnych, czy to negatywnych. Całości brak choć odrobimy lekkości, przełamania powagi odrobiną humoru czy autoironii. A w tak podanej formie opowieści o wielkich potworach nie można traktować ze śmiertelną powagą.
Mimo wszystko drugi tom
Oblivion Song wydaje się nieco bardziej udaną historią, być może dzięki temu, że ekspozycja już nie była konieczna i można było się skoncentrować na konkretnych wątkach i postaciach. Gdyby jeszcze do tego dołożyć lepsze rysunki, to moglibyśmy mieć do czynienia z przyzwoitym komiksem akcyjnym. A tak mamy zaledwie przeciętny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h