Przygoda polskich czytelników z Leo trwa od początku XXi wieku, kiedy to wydawnictwo Siedmioróg opublikowało dwa pierwsze tomy serii Aldebaran. Na kontynuację trzeba było poczekać do czasu, aż za komiksy te wziął się Egmont, który wydał Aldebarana w całości, a następnie kolejne części cyklu, czyli Betelgezę i Antares. Przygodowe science fiction, w którym na pierwszym planie są silne kobiety, zyskało w tym czasie wielu fanów, którzy cierpliwie i nierzadko z fascynacją śledzą losy Kim Keller i spółki, szczególną uwagę poświęcając wykreowanej przez brazylijskiego autora florze i faunie kolonizowanych przez człowieka planet. Poprzednią część cyklu, czyli Antares, a dokładnie jego drugi tom zbiorczy (całość ukazała się później ponownie już w jednym albumie) Egmont wydał w 2016 roku. A to oznacza, że na kolejną odsłonę cyklu musieliśmy czekać aż sześć lat. Po czym okazało się, że wcale nie jest to ciąg dalszy, tylko poboczna, ale równie ważna dla tej serii historia. W tytule nowego albumu znajdziemy wszystkie najważniejsze informacje. To historia ludzi ocalałych z katastrofy, a raczej zniknięcia statku kosmicznego “Tycho Brahe”, o którym mowa była już w początkach cyklu, w Aldebaranie. To właśnie po jego nieudanym locie na Aldebaran oraz zaginięciu innej jednostki ludzkość na jakiś czas musiała powstrzymać zapędy kolonizacyjne i poświęciła wiele lat na badania związane z bezpieczeństwem takich misji. Pomysł, by z ledwie wspomnianego w głównym cyklu wydarzenia stworzyć całkiem nową, poboczną historię, jest strzałem w dziesiątkę, ponieważ już w Antares dawało znać o sobie twórcze zmęczenie i coraz bardziej schematyczna fabuła. Tymczasem opowieść o dwunastce ocalonych młodych ludzi, którzy lądują na tajemniczej planecie bez nazwy, znanej jedynie pod naukowym kryptonimem GJ 1347-4 dodała fabule skrzydeł i zaprezentowała nowe, już nie tak wyeksploatowane postacie.
Źródło: Egmont
Narratorem Ocalonych jest Alex, sympatyczny młodzieniec, dla którego wyprawa statkiem kosmicznym miała być otwarciem nowego rozdziału w życiu. Ów nowy rozdział dla wszystkich ocalonych zmienia się szybko w koszmar, ponieważ planeta jest wyjątkowo nieprzyjazna, a na dodatek, w odróżnieniu od Aldebarana czy Betelgezy, zasiedlona przez rozmaite, inteligentne rasy. Rzecz w tym, że podobnie jak ocaleńcy z Ziemi, także te inne rasy są przypadkowymi mieszkańcami G, których ściągnęły na planetę tytułowe anomalie kwantowe. Koszmarny początek zmagań z przeciwnościami losu to dopiero preludium nadchodzących, niesamowitych wydarzeń, których głównym wyróżnikiem będą niespodziewane dla bohaterów podróże w czasie.
Leo ma dar opowiadania i tworzenia fabuł, którymi zachwycał się kiedyś sam Moebius. W jego twórczości przygodowa klasyka łączy się z nowoczesnym spojrzeniem na kwestię społeczno-kulturowe, jak przykładowo emancypacja kobiet. To one są najważniejsze w fabułach Leo, mężczyźni często wyglądają jako tło albo rodzaj odpoczynku wojowniczki od intensywności wydarzeń. Tak jest też tym razem, gdy na pierwszy plan wysuwa się młoda Manon Servaz, której podejmowane w krytycznych chwilach decyzje są nie raz kluczowe dla przetrwania jej ziemskich kolegów i koleżanek. To jednak również opowieść o rozpadzie wspólnoty, bo nawet tych dwanaścioro rozbitków musi się ze sobą spierać zarówno o ważne sprawy, jak i o zwykłe głupoty. Co ciekawe, Leo jest wyjątkowo surowy w traktowaniu swoich bohaterów, chyba dużo bardziej niż w poprzednich częściach. Dla części z nich zabraknie w Ocalonych taryfy ulgowej. Fascynują też pewne skróty fabularne, niedopowiedzenia, które zaistniały na skutek działania anomalii kwantowych, pozostawiając czytelnika w tych momentach z poczuciem żalu i niepewności co do losów niektórych z postaci. Ocaleni to naprawdę udany powrót Leo do opowiadanej od lat historii. Co prawda ponownie dużą część fabuły zajmują uczuciowe rozterki bohaterów, często rodem z telenoweli, ale tym razem tajemnice planety G są na tyle fascynujące, że ten aspekt schodzi tu na drugi plan. Elegancka, realistyczna kreska artysty powoduje, że mimo nowych lokacji i nowych bohaterów wracamy do dobrze znanego nam świata przedstawionego, który w tym przypadku zaoferował nam więcej, niż mogliśmy spodziewać się po nieco obniżającym twórcze loty Antares. Dlatego z dużą niecierpliwością będziemy czekać nie tyle na kontynuację, co na połączenie wątków z Ocalonych z resztą serii ze świata Aldebarana. Oby znowu nie trwało to tak długo, jak przyzwyczailiśmy się już w przypadku wydawanych po polsku komiksów Leo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj