Netflix nie próżnuje. Coraz śmielej i częściej wypuszcza własne filmy pełnometrażowe. Po licznych dramatach, komediach i thrillerach przyszedł czas na Opiekunkę – drugi już horror komediowy, po filmie Little Evil , sygnowany łatką "Netflix Originals".
Motyw historii The Babysitter jest raczej oklepany i nie wprowadza rewolucji w kinie. Za głównego bohatera robi ok. 12-letni Cole – inteligentny, ale ciamajdowaty jedynak, któremu dokuczają chłopaki z sąsiedztwa. Jednym z powodów do drwin jest fakt, że nastolatek nadal bywa pod nadzorem Bee – tytułowej opiekunki dla dzieci. Seksowna dziewczyna wydaje się najlepszą (i w sumie jedyną) przyjaciółką Cole'a – aż do czasu, gdy podczas wyjazdu rodziców podopiecznego urządza z pozoru niewinną imprezę, która przeradza się w satanistyczny rytuał.
Scena ta stanowi przełom w filmie. Nie tylko z powodu obnażenia prawdziwej natury tytułowej bohaterki oraz rozpoczęcia właściwej akcji, ale przede wszystkim dlatego, że od tego momentu film odsłania to, co ma najlepsze do zaoferowania. Choć od samego początku akcja przedstawiona na ekranie jest szybka i na pewno nie nuży widza, dopiero po blisko pół godzinie produkcja tak naprawdę się rozkręca i zaczyna śmieszyć.
Mimo że Opiekunka należy do gatunku czarnych komedii, trudno ją zestawić obok takich klasycznych przedstawicieli, jak seria Straszny Film czy Zombieland. Film ubiera staroświeckie gagi w nowe szaty, dodając też trochę od siebie, stawiając na humor zrozumiały dla współczesnego pokolenia, a zwłaszcza dla typowych nerdów i geeków. Dodatkowo cała esencja śmieszności została podkręcona niemal na maksa pod kątem krwistości i pewnej sprośności. Nie zabraknie scen, które śmiało ukazują przebite na wylot ostrymi przedmiotami ciała, jęczenia bohaterów, dla których największych zmartwieniem jest zakrwawiona koszulka, ciosów – dosłownie – poniżej pasa, a także rozmów o piersiach. Najnowszy film reżysera McG przypomina miks amerykańskich filmów o nastolatkach wkraczających w dorosłe życie, napalonych na seks, niskobudżetowego kina klasy B, dzieł Quentina Tarantino i Roberta Rodrigueza oraz serialu The Big Bang Theory.
Pozostało pytanie, czy ten obraz potrafi w ogóle przestraszyć i rozśmieszyć? Jako niewyszukany film grozy radzi sobie nie najgorzej, potrafiąc nawet trzymać widza w napięciu. Jednak sklasyfikowanie do horroru komediowego jest mylące, ponieważ fabuła jest pozbawiona nadprzyrodzonych wątków. Z drugiej strony film momentami sprawia wrażenie, że mały protagonista walczy z demonami w ludzkiej skórze. Ta iluzja spowodowana jest prawdopodobnie przez fakt, że Cole – będąc jeszcze chłopcem – ustępuje morderczym dwudziestolatkom w szybkości, sile i zwinności, jednak nadrabia sprytem.
Jeśli chodzi o warstwę komediową, to sytuacja wygląda jeszcze lepiej. The Babysitter to gęsta zbieranina różnych żartów, nieraz obrzydliwych. Trzeba być fanem tego typu produkcji, żeby docenić humor prezentowany w Opiekunce. Szkoda tylko, że zabawne sceny wywoływały u mnie częściej pojedyncze parsknięcia niż całe serie śmiechu nie do powstrzymania. Bolączką filmu jest także –wspomniane przeze mnie wcześnie – wprowadzenie oraz zakończenie. Pewnego rodzaju wadą jest również wulgarność i ohyda, która dyskwalifikuje produkcję jako film do obejrzenia na rodzinnym seansie bardziej niż Scary Movie. Produkcja Netflixa nadaje się za to idealnie na posiedzenie kumpli, gdzie na stole nie brakuje piwa, pizzy i chipsów.
Nie oszukujmy się, Opiekunka nie jest dziełem ambitnym i nawet go nie udaje, będąc celowo przykrytym warstwą kiczu i sprośnego humoru. Spisuje się za to jako prosty film rozrywkowy, idealny do zrelaksowania (czy wręcz "odmóżdżenia") po ciężkim dniu. Ta produkcja to dobra propozycja na nudny wieczór – jeśli tylko przebolejesz pierwsze 25 minut i miałeś/aś już do czynienia z podobnymi tytułami.