Orphan Black dostarcza dobry, choć nie pozbawiony wad odcinek. Tym razem akcja skupia się wokół Rachel, a dodatkowo powraca kilka znanych już z wcześniejszych sezonów postaci.
Epizod
Gag or Throttle jest swoistego rodzaju kwintesencją całego serialu. Wypełniony po brzegi naukowymi terminami i nieludzkimi badaniami, odziera z ostatnich pozorów świat nauki i eksperymentów dotyczących klonowania. Nie da się ukryć, że wywiera zdecydowanie większe wrażenie na kobietach. Nam po prostu łatwiej jest utożsamić się ze strachem, utraceniem godności i niezależności własnego ciał i życia.
Orphan Black wielokrotnie poruszał problem praw autorskich i autonomii - w tym konkretnym odcinku uświadomił jak bardzo jest to istotne, nawet dla tak zgorzkniałego serca, jakie posiada Rachel.
To właśnie Rachel Duncan stoi w centrum uwagi. Ponownie scenarzyści sięgają po wspomnienia z przeszłości, starając się uświadomić jak trudne i wymagające wyrzeczeń życie prowadziła od najmłodszych lat Rachel. Bez problemów można zauważyć, że próbuje się nam sprzedać Rachel jako postać tragiczną, którą powinniśmy właśnie w tym momencie choć trochę polubić. I być może to by zadziałało, gdyby nie fakt że jej wewnętrzna przemiana została ograniczona do jednego odcinka. Do tej pory była kreowana jako wierny fanatyk P. T. Westmorelanda, dla którego zrobiłaby wszystko. Prawdziwym punktem kulminacyjnym dla jej kariery miało być podpisanie aktu emancypacji, który gwarantuje jej niezależność i wolność. Rachel nie jest już własnością intelektualną Neolucjonistów. Problem w tym, że jak wszystko w jej życiu, była to zwykła iluzja i manipulacja. P. T. Westmoreland, poprzez kamerę zainstalowaną w jej oku, dalej ją kontroluje, szpieguje i to w najbardziej ordynarny i bezpretensjonalny sposób... z wnętrza jej głowy. Odkrycie tego faktu jest punktem zapalnym wszystkich kolejnych wydarzeń. Rachel w akcie zemsty decyduje się stanąć po stronie Sary i Kiry, niwecząc tym samym plany swojego dotychczasowego guru.
I o ile da się jeszcze zrozumieć motywy stojące za zachowaniem Rachel, o tyle denerwujące jest zachowanie Sarah. Wraz z (bezpiecznym!) powrotem Cosimy do domu, docierają do Sary informacje o planach DYAD wobec Kiry. Sarah nie robi nic, tylko negocjuje z Rachel o pomoc, co wydaje się tak absurdalne, że ciężko uwierzyć w to, co się widzi na ekranie. Sarah jeszcze nigdy nie była tak bierna, zwłaszcza jeśli chodzi o jej córkę. Początek sezonu obfitował w skomplikowaną akcję uwolnienia Kiry, nawet jeśli jeszcze wtedy nie było nic wiadomo na temat nadchodzącego zagrożenia. Tym razem jednak, zamiast planować i zakradać się do laboratorium, Sarah płacze do słuchawki. Właśnie w takich momentach odnosi się wrażenie, że niektóre wątki rozpisywane są po prostu na kolanie i od niechcenia.
Podobne odczucia pozostawia po sobie powrót Alison. Szczerze mówiąc, był on całkowicie niepotrzebny akurat w tym odcinku, ponieważ nie wniósł dosłownie nic, co mogłoby się przydać do opowiadanej teraz historii. Mało tego, odmiana Alison sprawia, że nie tylko straciła ona swój małomiasteczkowy wygląd i urok, ale wydaje się być całkowicie innym klonem. W przypadku serialu, gdzie identyfikacja postaci polega w dużej mierze na ich zewnętrznej charakteryzacji, tak znacząca zmiana wprowadza istotne zamieszanie w odbiorze. Doskonale to widać w przypadku Alison i przez chwilę można było odnieść wrażenie, że to ktoś inny, kto próbuje podszyć się pod żonę Donniego. Co z tego wyjdzie? Trudno ocenić. NA razie lepiej pozostać sceptycznym. A szkoda, bo pożegnanie Alison było naprawdę emocjonujące i pasujące do serialu. Teraz jednak jej powrót niszczy całą, uprzednią atmosferę roztoczoną nad państwem Hendrix.
Do serialu powróciła też dwójka postaci, które kojarzymy z poprzednich sezonów. Para kochanków, Gracie i Mark, ponownie wracają do gry. Mark, raczej ostatni z projektu Castor przybywa do Virginii, nie z potrzeby serca, ale z powodów zdrowotnych. Choroba, na którą cierpią klony widocznie zaczęła się objawiać u Marka i stąd jego oferta. Dostarczy informacji dotyczących Heleny i odda własne nasienie do dalszych badań w zamian za lekarstwo. Dreszcze obrzydzenia przechodzą na samą myśl, że być może będą chcieli połączyć DNA z projektu Castor z DNA pochodzącym od Kiry. Zastanawia tylko jedno pytanie: skąd Gracie i Mark wiedzą, gdzie przebywa Helena?
Takich drobnych niuansów jest mnóstwo, a scenarzyści nie zdają sobie trudu, by się nimi przejmować. Finałowy sezon serialu cierpi na pewne uproszczenia, odzierając główną fabułę z głębi. Wioska P. T. Westmorelanda dalej funkcjonuje, mimo buntu, jaki się zrodził w poprzednim odcinku. Cosima dotarła do domu poza ekranem i pojawiła się bezpiecznie w piwnicy Scotta. Rachel, jak na bezduszną osobę przystało, samodzielnie decyduje się pozbyć kamery z oka za pomocą pobitego kieliszka. Helena dalej jest odstawiona na boczny plan, tak samo jak Felix czy Ferdynand. Niby dobrze się to ogląda, ale jednak daje się odczuć takie rozwiązania są dobierane pod wpływem chwili.
Orphan Black o wiele bardziej stawia na obraz, dopieszczając poniektóre sceny, ale przez to traci trochę na jakości fabularnej. Po ostatnim sezonie oczekuje się trochę więcej, mocniej i dokładniej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h