Opowieść rozpoczyna się dość intrygująco. Jake (Asa Butterfield), wnuk emigrantów z Polski, podąża za wskazówkami, które zostawił mu ukochany dziadek (Terence Stamp). Mają go one zaprowadzić do niezwykłego świata poza czasem i przestrzenią, zwanego Osobliwym domem Pani Peregrine. Jake znajdzie tam niesamowitych mieszkańców posiadających zadziwiające moce i dowie się, że mają oni potężnych wrogów. Wkrótce przekona się, że jeśli chce ocalić swych nowych przyjaciół, musi nauczyć się korzystać z „osobliwości”, którą sam został obdarzony. Ekranizacja powieści Ransoma Riggsa jest jedną z najsłabszych w dorobku Tima Burtona, co mnie dziwi, bo przecież połączenie fantasty, gotyku i horroru to dla niego idealna mieszanka. Reżyser stworzył charakterystyczny dla siebie świat: przerysowany, groteskowy, z domieszką grozy - niestety pusty w środku. Akcja bardzo powoli się rozkręca. Upływa 50 minut seansu, a my wciąż jesteśmy na samym początku opowieści. Odniosłem wrażenie, że Burton nie ma pomysłu na poprowadzenie tej historii, a zabrał się za jej realizację tylko ze względu na umowę podpisaną ze studiem, która wymusza na nim oddanie kolejnego filmu w wyznaczonym terminie. Może dlatego bardziej niż na scenariuszu skupił się na dopracowaniu wizualnym postaci i samej scenografii, dzięki której daje się odczuć klimat rodem z Beetle Juice. Eva Green wygląda świetnie jako opiekunka domu, która niczym Profesor X uczy swoich podopiecznych, jak korzystać ze swoich mocy, oraz chroni ich przed światem zewnętrznym. W obrazie zobaczymy także Judi Dench, aczkolwiek trudno ocenić jej występ, gdyż jej rola ogranicza się do zaledwie kilku scen. Miss Peregrine's Home for Peculiar Children stawia przez widzami mnóstwo pytań, na które nie daje odpowiedzi. Skąd wzięły się dzieci obdarzone przeróżnymi mocami? Skąd przybyli ich opiekunowie? Na szczęście film nie jest pozbawiony walorów kina przygody i mniej więcej w połowie seansu akcja rusza z kopyta i zaczyna wciągać widza, tak jakby Burton przypomniał sobie, że film kręci dla najmłodszych odbiorców. Scena walki z pomagierami złego Barrona (kolejna ciekawa rola Samuela L. Jacksona), rozgrywająca się na zaśnieżonym molo w Blackpool, jest świetnie wymyślona i nakręcona. Niestety później film znowu spada do poziomu przeciętności, jakby reżyser stracił zapał i chęć do pracy. Po wysiedzeniu ponad dwóch godzin w kinie wciąż nie wiem, do kogo tak naprawdę Tim Burton skierował swój nowy film. Z jednej strony jest zbyt infantylny dla widza dorosłego, z drugiej zbyt brutalny dla najmłodszych. Nie chodzi mi tylko o same potwory stworzone przez Burtona, ale o rzeczy, których dopuszczają się podopieczni Pani Peregrine. Ożywienie zabawek i wystawienie ich na brutalną walkę na noże przypomina scenę niczym z rasowego horroru, a nie z kina familijnego. Ta produkcja rozczarowuje jeszcze bardziej niż Alice in Wonderland czy Dark Shadows. Wydaje się, że Burton zaczyna rozmieniać się na drobne, a jego nazwisko nie jest już gwarantem dobrego kina. Jego historie nie bawią tak jak kiedyś, co jest dla mnie bardzo trudne do zaakceptowania.
Źródło: Media Rodzina
Książka, na podstawie której powstał film Osobliwy dom Pani Peregrine, jest w księgarniach.


Recenzja powstała dzięki uprzejmości Multikina

.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj