Po finałowym odcinku pierwszego sezonu nic już nie zmieni mojego zdania, że Jonathan Harker to najgorsza postać tego serialu. Jego zachowanie jest momentami absurdalne i irytujące. Mogę zrozumieć, że mężczyzna zaślepiony miłością popełnia głupoty i zachowuje się irracjonalnie, ale czy trzeba to przedstawiać w tak mało strawnej formie? Najlepszym momentem z jego udziałem, dostarczającym niemałej satysfakcji, jest scena, w której dostaje cios w twarz.
Klimat i poczucie napięcia to coś, co udaje się twórcom Draculi, lecz pojawia się też kilka niedociągnięć psujących ogólne, pozytywne wrażenie. Nie przekonuje mnie scena, w której Grayson pozwala Harkerowi i kompletnie obcym ludziom panoszyć się bez jakiegokolwiek nadzoru koło urządzenia. Przecież Aleksandra zawsze przedstawiano jako osobę z paranoją, wolącą dmuchać na zimne, dlatego trudno uwierzyć, że taka sytuacja mogłaby mieć miejsce (zwłaszcza że Zakon już raz próbował mu przeszkodzić w demonstracji). Zbyt duże naciąganie, będące prawdopodobnie efektem braku sensowniejszego pomysłu. Śmieszy scena, w której Kowalsky łapie ich na majsterkowaniu. Postacie odchodzą parę kroków i normalnym głosem rozmawiają o sabotażu. Mam uwierzyć, że Kowalsky czy ktokolwiek z kilku pracowników stojących niezwykle blisko miałby tego nie usłyszeć? Poza dość rozczarowującą postacią Harkera, ten motyw jest największą wadą tego odcinka.
Wielkie starcie jest nawet satysfakcjonujące i emocjonujące. Dobrze wygląda pojedynek Drakuli z łowczynią. Czegoś takiego właśnie oczekiwałem - zabawy potężnej istoty z kimś, kto rzuca się z motyką na słońce. Co prawda twórcy mogliby trochę lepiej przedstawić starania Jayne, bo jej zachowanie w tej walce stoi w sprzeczności z tym, co widzieliśmy w poprzednich odcinkach, ale to jedynie drobiazg. Jednocześnie widzimy samowolkę Abrahama, którego zachowanie naprawdę zaskakuje. Nie sądziłem, że Van Helsing może być tak bezwzględny i okrutny, a te słowa idealnie opisują jego formę zemsty. Pomysłowe i szalenie satysfakcjonujące. Szkoda trochę Renfielda, który był postacią wzbudzają sympatię w tej całej grze, a staje się ofiarą konfliktu dwóch arcywrogów. Choć nie widzieliśmy jego śmierci, wątpię, że mógł przeżyć.
[video-browser playlist="635484" suggest=""]
W romansie Drakuli i Miny jest coś wyjątkowego, co sprawia, że nie ogląda się go ze zgrzytaniem zębami jak inne wampirze rozterki sercowe (np. te z Pamiętników wampirów). Być może to zasługa charyzmy Jonathana Rhysa-Meyersa i chemii panującej między nim a De Gouw. Stanowi to przekonujący i poprawny element tego serialu.
Kilka wątków przygotowanych na ewentualny drugi sezon daje nadzieję na jeszcze więcej emocji. Współpraca Van Helsinga i Harkera przeciwko Drakuli sprawia, że historia wraca do źródeł, a ci dwaj główni gracze w końcu będą jego rywalami, jak przykazał Bram Stoker. Może być to pojedynek o wiele lepszy niż starcie z Zakonem Smoka, które momentami nie dawało satysfakcji. Motyw Zakonu miał w sobie spory potencjał, którego wyraźnie w tym sezonie nie wykorzystano. Pozostaje pytanie, co dalej z tym wątkiem. Czy Zakon bez swojej głowy nadal będzie stanowić zagrożenie? Mamy jeszcze Lucy i jej wampirzy debiut. Oby nikt nie próbował stworzyć niepotrzebnego trójkąta miłosnego.
Dracula to serial szalenie klimatyczny, z intrygującą i charyzmatyczną tytułową postacią. Finał satysfakcjonuje - dobrze zamyka wątki i przygotowuje o wiele ciekawszą historię na prawdopodobny drugi sezon.