Outlander w obu recenzowanych odcinkach przedstawia sytuację Claire (Caitrona Balfe), która próbuje przeżyć. I to właśnie ona jest najjaśniejszym punktem serialu, bo obserwujemy kobietę, która stara się przetrwać i robi to całkiem nieźle. W takim koncepcie zawsze istnieje ryzyko, że cofnięta w czasie postać będzie zachowywać się głupio, zbyt współcześnie, a tym samym będzie tworzyć wiele w założeniu komicznych, w praktyce żenujących scen. Tutaj tego nie ma - zachowanie Claire jest bardzo przemyślane, każdy jej krok jest uważny, a każda decyzja - doskonale wyważona. Obserwujemy kobietę inteligentną, która zdaje sobie sprawę z własnego położenia i korzysta z dostępnych jej umiejętności, by zapewnić sobie bezpieczeństwo i ewentualnie spróbować wrócić do domu. Zdarzają się jej błędy w rozmowach, ale są to drobiazgi spowodowane nieuwagą.

Ron Moore wyśmienicie buduje atmosferę oraz realizm czasów. Dialogi postaci pozbawione są za bardzo współczesnych zwrotów, a fakt, że mieszkańcy mówią w  swoim języku, fantastycznie buduje klimat. Twórca podejmuje świetną decyzję: całą historię obserwujemy z punktu widzenia Claire, dlatego nie ma tłumaczenia obcego dla niej języka, a dzięki temu efekt jest znakomity. Jednak najważniejszym elementem budującym atmosferę jest tutaj muzyka, która w obu odcinkach wyrasta na podstawowy zabieg działający na odbiór. Bear McCreary tworzy coś takiego, co momentalnie zwraca uwagę, ale robi to na tyle umiarkowanie, że współgra z obrazem i buduje emocje. Czasem przez tę stylistykę myślami cofam się do filmu Braveheart, w którym muzyka również odgrywała podobną rolę. 

[video-browser playlist="633391" suggest=""]

Historia na razie praktycznie stoi w miejscu. Scenarzyści nie skupiają się na przedstawieniu sytuacji politycznej czy konfliktów z Anglikami. Te wiszą w powietrzu, bo gdzieniegdzie zostają wspomniane, ale na razie nie odgrywają żadnej roli. Zamiast tego poznajemy kulturę, obyczaje oraz poszczególne postacie, które poprzez ten zabieg mogą zbudować emocjonalną więź z widzem. Szczególnie dobrze wygląda to przy ukazaniu różnicy kulturowej w 3. odcinku, gdy choroba dzieciaka została potraktowana jako opętanie przez szatana. Niby oczywisty banał związany z obyczajowością tamtych czasów, ale działa - udaje się go pokazać umiejętnie, a rola Claire w tym wszystkim zostaje przedstawiona rozsądnie.

Raczej każdy widz nieznający książki ma świadomość, że kwestią czasu jest romans Claire z Jamiem (Sam Heughan). Na razie ich stosunki są raczej przyjacielskie, ale można dostrzec pojawiające się iskry. Dobrze, że zacieśnianie tej relacji postępuje stopniowo, przez co ewentualny romans powinien pojawić się naturalnie. Aktualnie ich perypetie i wspólne sceny mogą się podobać - jest chemia pomiędzy aktorami, a decyzje obojga są przemyślane.

Czytaj również: Oficjalnie: Powstanie 2. sezon "Outlander"

Outlander to serial przyjemny, w którym nawet najdrobniejsze elementy zostały przemyślane i dopracowane. Na razie ogląda się go nadzwyczajnie dobrze, ale szybko powinno zacząć się coś dziać, by odnalazł swoją tożsamość i pokazał widzom fabularny cel.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj