Finał szóstej serii Outlandera nie jest do końca satysfakcjonujący, bo nie wyjaśnia najważniejszej zagadki sezonu i serwuje dość konsternujący cliffhanger. Fani serialu będą musieli długo poczekać na kluczowe rozstrzygnięcia.
Po ósmym odcinku Outlander zostawia w zawieszeniu kilka kwestii. Jeszcze nie przybliżyliśmy się do wyjaśnienia tajemnicy śmierci Malvy. Nie wiemy, kto ją zamordował, bo twórcy zatrzymali śledztwo, skupiając się na Fraserach w opresji. Nie poznaliśmy tożsamości podróżującego w czasie nieznajomego, który jest w jakiś sposób zamieszany w toczące się wydarzenia. Ci, którzy przeczytali książkę, wiedzą oczywiście, kim jest ów jegomość i jaką rolę odegra, ale fani telewizyjnej wersji Outlandera nadal są w tym aspekcie w zawieszeniu. Kolejna nierozwiązana kwestia dotyczy losów Clare, której przyszłość nie jawi się w jasnych barwach. Oskarżona o morderstwo i czary kobieta czeka na wyrok, który chcą wymierzyć nieprzychylni adwersarze. Odcinek kończy się w momencie, gdy Jamie i Ian ruszają na pomoc Claire. Epizod nie ma więc znamion konkluzji pewnego etapu (tak jak było do tej pory). W żaden sposób nie dopełnia toczących się wydarzeń. Jest po prostu kolejną odsłoną Outlandera i można wysnuć wniosek, że zabrakło kilku odcinków na zadowalające domknięcie. Historia zostaje po prostu urwana i teraz będziemy musieli poczekać na jej kontynuacje.
Przez pierwszą część odcinka mamy sytuację oblężenia, podczas której Fraserowie walczą z ludźmi Browna przybyłymi po Claire. Później Outlander przemienia się w opowieść drogi, w której Jamie wraz z żoną przewożeni są do miejsca osadzenia. Całość ma więc sensacyjno-przygodowy charakter. Segmenty skupiające się na akcji wypełniają większość czasu ekranowego, co nie jest często spotykane w formule serialu. Ogląda się to dość dobrze, ale ponownie – nie prowadzi to do miejsca, w którym nastąpiłoby zamknięcie najważniejszych wątków w sezonie. Wiemy przecież, że Claire jest niewinna, a Jamie wcześniej czy później uratuje ją z opresji. W świetle powyższego fabuła odcinka ma małe znaczenie – stanowi pewnego rodzaju przejściówkę pomiędzy istotnymi wydarzeniami (śmierć Malvy, oskarżenia, gwałt na Claire), a ich reperkusjami, które nastąpią zapewne w siódmym sezonie.
Na pewno istotną kwestią, która właściwie została zaakcentowana w bieżącym odcinku, jest to, że Fraser’s Ridge nie należy już do Jamiego. Duża część osadników poparła oskarżenia skierowane w stronę Fraserów, w wyniku czego prawie dochodzi do linczu na głównych bohaterach serialu. Czasy sielanki definitywnie się kończą i wszystko wskazuje na to, że Jamie i Claire znów będą miotani wichrami wydarzeń. Pierwsza część zakończonego właśnie sezonu wprowadzała pewien rodzaj stabilizacji, teraz powracamy do formuły znanej z wcześniejszych sezonów. Bieżąca seria pokazała, że w obu konwencjach Outlanderowi jest do twarzy, co więcej, nawet gdy na ekranie pozornie nic się nie dzieje, serial całkiem nieźle sobie radzi z pogłębianiem atmosfery.
Niestety, dramatyzm, nad którym usilnie pracują realizatorzy, niszczony jest permanentnie miałkim i bezbarwnym wątkiem Rogera i Brianny. W bieżącym odcinku twórcy chcieli zintensyfikować ich niemrawą historię, serwując płomienną scenę miłosną, ale nawet ona nie była w stanie rozgrzać wspólnej opowieści tych dwojga. Bohaterowie zdecydowanie za dużo dywagują, a ich dialogi są zupełnie pozbawione fabularnego znaczenia. Wspominanie przyszłości, wyznawanie sobie miłości, kontemplacja trudnych czasów, w których się znaleźli – ile tak można? W pewnym momencie Brianna znajduje niepokojące znamię na głowie syna i widz dostrzega szansę na ciekawy kierunek rozwoju akcji. A jeśli jest to ślad nowotworu i bohaterowie będą musieli natychmiast udać się w przyszłość, żeby wyleczyć chłopca? Szybko okazuje się jednak, że to samo znamię ma Roger, co czyni go biologicznym ojcem dziecka. Bohaterowie są wzruszeni tym faktem, ale dla oglądających dawno przestało mieć to znaczenie. Co poniektórzy pewnie już nawet zapomnieli o trójkącie z udziałem Bonneta, a chłopiec przecież od samego początku traktowany był przez Rogera w odpowiedni sposób. Pod względem emocjonalnym nie ma to więc żadnego znaczenia, choć oczywiście jawi się tu pewna fabularna furtka. Jeśli rodzice są podróżnikami w czasie, to również ich syn będzie mógł przenieść się do przyszłości. Czy jednak serial podąży tą drogą?
Szósty sezon Outlandera był zaskakująco dobry jak na pozornie spokojną opowieść. Atmosfera gęstniała z każdym odcinkiem i pod sam koniec nastąpiła eskalacja mrocznego i depresyjnego klimatu. Szkoda, że twórcy zdecydowali się urwać ciekawie rozwijające się wątki i na kolejne rozstrzygnięcia będziemy musieli nieco poczekać. Z drugiej strony takie zagranie z pewnością zaostrza apetyt przed siódmym sezonem, więc najwyraźniej cliffhanger spełnia swoją funkcję.