Na papierze The Outsider zapowiadał się na kino gangsterskie z japońskim klimatem. Ten film dobrze się prezentował już podczas ogłoszeń. Coś jednak nie grało, gdy po kolei rezygnowali z niego ciekawi reżyserzy (Daniel Espinosa, Takashi Miike) oraz aktorzy (Michael Fassbender, Tom Hardy). Po seansie widać, że ten projekt miał duży problem na poziomie scenariusza, więc wspomniani podjęli dobre decyzje, bo ten tekst trudno zasadniczo nazwać scenariuszem. Nie sądzę, by coś z takiego konceptu dało się wyciągnąć. Najnowsza produkcja Netflixa to pod wieloma względami jedynie twór filmowopodobny. Tutaj historia, kreacja bohaterów i opowieść jest bardziej powierzchowna, niż sam opis fabuły. On w zasadzie mówi nam wszystko to, co widzimy  na ekranie, bo nic więcej nie dostajemy. Im dłużej myślę o tym, jaką historię chciano opowiedzieć w tym filmie, tym utwierdzam się w przekonaniu, że właściwie to tu nie ma co pokazać. Obcokrajowiec pojawia się znikąd, ze sceny na scenę, bez większego sensu, jakiejkolwiek wiarygodności, a nawet ze sprzecznością z wcześniejszymi momentami, staje się częścią yakuzy. W tym wszystkim szybko rodzi się problem, bo naprawdę trudno wywnioskować, o czym The Outsider tak w ogóle jest. Jako film gangsterski jest nudny, kiepski i pokazuje yakuzę powierzchownie w stylu szkolnego bryku, by przedstawić jakieś oklepane informacje o tej organizacji. W tle jest romans, który pojawia się od czapy, ale nie ma w nim żadnego uczucia i sprawia wrażenie wymuszonego. Poruszane są kwestie honoru, braterstwa, rywalizacji rodzin yakuzy, a nawet rasy. Nic nie wychodzi ponad ogólniki, które nic nie wnoszą, nie mają wpływu na fabułę i nie mają żadnego znaczenia. Wszystko jest wtórne, oklepane i okrutnie przewidywalne. Mamy śledzić historię i poznawać yakuzę z perspektywy tytułowego outsidera, którego gra Jared Leto. Jego Nick jest pustą powłoką z imieniem i nazwiskiem, o której nic nie wiemy. Twórcy nawet nie próbują stworzyć tutaj człowieka, który wzbudziłby jakąkolwiek reakcję widza. Nie ma on żadnych motywacji, nic prawie nie mówi, nie wiemy, w ogóle, dlaczego robi to, co robi. Parę pustych i bardzo banalnych informacji kompletnie nic nie zmienia. Dostajemy postać wyprana z emocji, sensu i jakiekolwiek pomysłu. A Leto wygląda na znudzonego, bo choć aktor to wybitny, nic nie robi na ekranie. Tylko patrzy. Problem w tym, że w jego wypadku to nie jest gra, bo on tak zawsze patrzy. Nudna postać, przy której nawet japońskie stereotypy są przynajmniej "jakieś". Zwłaszcza Tadanobu Asano miażdży Leto swoją charyzmą, a jest nikim więcej jak typowym członkiem yakuzy. W tym przypadku wiemy coś o nim i poznajemy go jako człowieka. Ba, nawet Emile Hirsch sprawia lepsze wrażenie od Leto, a chłop ma jedynie epizod. To naprawdę wielki wyczyn reżysera, by z takiego aktora, jak Leto zrobić jedną z największych wad filmu. Czasem można odnieść wrażenie, że ten film to taka wizualna elokwencja dla samej elokwencji. Jakby reżyser stwierdził, że jego postawa artystyczna jest tak świetna i wybitna, że może łączyć sceny chaosem, budować postacie zamętem i polewać to wszystko sosem z nudy. Tempo jest ślamazarne, niektóre zagrywki kiczowate (scena z gwałcicielem i lustrem...), a krwawe momenty są komiczne (reżyser lub scenarzysta uparli się, że trzeba wszystkim podrzynać gardła lub wbijać im tam ostre narzędzia). Nie mogę odmówić mu przynajmniej solidnie udanej próby budowania klimatu, bo przedstawienie realiów yakuzy, miasta i różnych jego mrocznych oblicz może się podobać. To ma jakiś charakter. The Outsider to kolejny dowód na to, że Netflix, kupując prawa do filmu, powinien zastanowić się nad tym, co robi. Zbyt dużo kiepskich lub bardzo słabych filmów w platformie krzyczy do nas, że są "Netflix Oryginals", a ich jakość obniża znaczenie tych słów. Po raz kolejny dostajemy coś, na co szkoda czasu. Nudno, wtórnie i pusto. Brak tutaj fabuły, ciekawej postaci i sensu. Szkoda czasu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj