Powstała w tym procesie wieloznaczność obrazu myśli i emocji szarpie się i wyrywa, utrudniając jednoznaczny odbiór. Niesłychanie trudno jest bowiem zagłębić się we własną przeszłość i odzyskać utracone dane w nienadszarpniętej i niezmienionej formie. Franco w nienarzucający się sposób taką właśnie próbę podejmuje, przy czym nie traktuje wspomnień jak popękanych kawałków lustra, z których odbuduje zwierciadło. Z tych porozbijanych elementów, traum i szczątkowych wspomnień, w myśl japońskiej sztuki kintsugi, zbuduje obraz pięknych postaci, których rany i blizny pokryte są złotem. Historia rozpoczyna się na spotkaniu AA, gdy Sylvia (Jessica Chastain) świętuje kolejny rok w trzeźwości. Jej życie skoncentrowane jest wokół ludzi – pracuje w ośrodku pomocy społecznej, a większość uwagi poświęca wchodzącej w okres dojrzewania córce Annie (Brooke Timber). Sylvia jest samotną matką. Swoją własną rodzicielkę, Samanthę (Jessica Harper), wykluczyła z życia, a więzi rodzinne utrzymuje jeszcze z siostrą Olivią (Merritt Wever), jej mężem i dziećmi. Życie upływa jej pod znakiem rutyny, na której wydaje się budować swoją trzeźwość i pewność siebie. Wszystko zmienia się, gdy kobieta postanawia pójść na zjazd absolwentów szkoły. Tam właśnie poznaje Saula (Peter Sarsgaard).  Spotkanie bohaterów otwiera wrota pamięci, przez które nie łatwo będzie przejść. Saul, jak się okazuje, cierpi na demencję, przez co nie zawsze potrafi określić swój stosunek do czasu, miejsca i akcji. Ma zdecydowanie lepsze rozeznanie w zamierzchłej przeszłości niż w tym, co miało miejsce raptem kilka dni temu. Mężczyzna również pojawia się na tej samej absolwenckiej imprezie i wiedziony jakimś dziwnym instynktem rusza za Sylvią jak ćma za światłem. Kobieta zaś ucieka na pobliską stację metra. Sam środek komunikacji, jakim próbują do siebie dotrzeć bohaterowie, jest już na wskroś ciekawą metaforą podziemnej podróży po zakamarkach wspomnień: migawki z kolejnych stacji obrazują fragmentaryczność pamięci, a przyspieszony i poklatkowy widok zza okna to ulotność. Siatka tych połączeń, nałożona na miejską planszę, po której pokonujemy kolejne przystanki codziennego życia (dom – praca – czas wolny – sen), budzi skojarzenia z labiryntem sieci neuronowej. Okazuje się, że Sylvia i Saul już kiedyś się w tym labiryncie spotkali – przynajmniej tak utrzymuje jedno z nich.
foto. materiały prasowe
Początkowo ta relacja nie jest prosta. Bohaterowie są więźniami pewnego konstruktu społecznego: Saul przez demencję zostaje otoczony ubezwłasnowalniającą opieką brata (Josh Charles), a Sylvia w rodzinie figuruje jako tabu (za każdym razem, gdy uchyla rąbka tajemnicy dotyczącej swojej przeszłości, zostaje brutalnie uciszona przez matkę lub szwagra). Stosunek postaci do tytułowej pamięci jest więc w pewnym sensie opozycyjny: jemu narzucana jest pamięć o zapomnieniu, jej – zapomnienie pamięci. Być może ta dychotomia działa na bohaterów jak magnes, który nakazuje im się do siebie zbliżyć. Z początku czysto biznesowo-opiekuńcza relacja zamienia się w pełną szacunku próbę zrozumienia, przyjaźń, a następnie uczucie. To właśnie na tych niuansach Michel Franco pokazuje, jak uniwersalna dla naszego gatunku jest miłość; bez względu na to, co w sobie nosimy, o czym pamiętamy lub nie – wszyscy możemy przeżywać teraźniejszość i piękno wynikające ze zbliżenia się do drugiego człowieka. W tych wąskich alejkach międzyludzkich relacji łatwo jest zgubić drogę – tym bardziej że sami często jej nie znamy i błądzimy po omacku. Powrotu na szlak nie ułatwiają nam stereotypy, którymi szczelnie stara się nas okuć społeczeństwo. Piętnowanie zmagania się z problemem alkoholowym jest tu akcentowane delikatnie – mąż Olivii na rodzinnych spotkaniach ucina wszelkie wzmianki o AA i alkoholizmie, a także zwykłe pytania: „Czemu ciocia nigdy nie pije piwa?”. Pomimo pozornej subtelności poczucie niesprawiedliwości wybrzmiewa i rezonuje, gdy zdamy sobie sprawę, że ta forma stygmatyzacji wpajana jest nam od najmłodszych lat. Z inną formą wykluczenia boryka się Saul. Troska o jego dobro i bezpieczeństwo z czasem przeradza się w odcięcie go od świata zewnętrznego – telefonu, środków płatniczych, spacerów i Sylvii. Ukazuje to toksyczną opiekę, która w tym wydaniu bardziej przypomina osadzenie w domu bez klamek niż rzeczywistą pomoc. Bohaterom nie jest lekko w klatkach, w których zostali osadzeni przez swoje rodziny. Franco pokazuje jednak piękną rzecz – klucza do tych klatek najczęściej wcale nie mają oprawcy, a nieskażone jeszcze stereotypami i umiejące współczuć dzieci. To właśnie za ich pośrednictwem tych dwoje dorosłych wróci na właściwą drogę, która niechybnie wiedzie ich ku sobie. Pamięć przypomina nam, że sztuka i życie są mocno subiektywne. Pozamykani w pewnych wyobrażeniach dotyczących przeszłości blokujemy się na to, co może przynieść nam teraźniejszość. Urokliwe również jest to, że Franco zachęca nas w pewnym sensie do porzucenia przyczynowo-skutkowego myślenia i podpowiada, że czasem lepiej poddać się instynktowi i podążać za wiązkami światła wpadającymi do źrenic – a nuż wiązka ta doprowadzi nas tam, gdzie poczujemy się „na miejscu”.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj