Cały czas w 6. serii wałkowany jest ten wesoły wątek Kaia i jego łączenia z Jo. Jest to podstawa fabularna bieżącego sezonu, która w odcinku 12. osiąga swoją kulminację. Wszystko rozwija się w sposób przerażająco absurdalny i zarazem oczywisty, a Kai - jak na najbardziej irytującą postać sezonu 2014/2015 w telewizji przystoi - robi wszystko, aby z każdą sceną widzowie nie lubili go jeszcze bardziej. I w tym leży największy błąd twórców serialu, którzy najwyraźniej zapomnieli, jak kreować antybohaterów. Gdy Klaus jeszcze był w tym serialu, to pomimo tego, że był zły, wzbudzał emocje, miał charyzmę i można było go na swój sposób lubić, co też przekłada się na "The Originals", a w przypadku Kaia jest totalna pustka. Wielkim zaskoczeniem tego wątku miała być postawa brata Kaia, który zastąpił Jo w rytuale, ale to wszystko naturalnie jest oczywistością. Wiadomo było, że ten zły wygra; to takie sztuczne wprowadzanie dramatyzmu, które nawet odrobinę nie działa. Nie miałbym może jeszcze z całym wątkiem czarownic problemu, gdyby nie to, co się stało z Kaiem po połączeniu z bratem niebędącym jego bliźniakiem. Oto w 13. odcinku wyszło szydło z worka - wiemy już, po co tak naprawdę ten cały wątek był budowany od kilku odcinków. Zdajemy sobie sprawę, że Kai teraz jest po to, by zająć się wątkiem beznadziejności Bonnie, czyli postaci, która jest tutaj wciskana na siłę i nie ma już żadnego znaczenia. Pokazanie Kaia odkrywającego, że ma emocje, jest niezwykle mocnym i nawet komicznym nieporozumieniem, które z najbardziej irytującej postaci tego sezonu telewizyjnego robi zarazem najgłupszą. Co to jest za zwrot akcji? Po co budować czarny charakter, skoro zaraz ma się on zmienić w przysłowiową ciepłą kluchę? Przez chwilę zastanawiałem się, czy może nie udaje, ale scena z jego siostrą (notabene jej relacja z Tylerem i zachowanie w obu odcinkach jest okrutnie męczące...) wyraźnie pokazuje, że te emocje naprawdę tam są. Takim sposobem z głównego złego sezonu zrobił się płaczliwy czarodziej, przez którego dostajemy okrutnie słabe sceny pomiędzy Bonnie i Jeremym. To jest ten moment, w którym "Pamiętniki wampirów" schodzą grubo poniżej poziomu "Sagi Zmierzch" - sztuczność, brak emocji, banał, ckliwość i oparcie na tanich trikach. Coraz gorzej się na to patrzy. [video-browser playlist="660952" suggest=""] Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wątek Kaia jest nadal najjaśniejszym punktem ostatnich 2 odcinków. Kiedy spojrzymy na wydarzenia z matką Caroline z 12. epizodu, robi się po prostu smutno. I bynajmniej nie z powodu superprzejmującej tragedii panny Forbes, ale z uwagi na tragiczne prowadzenie wątku. Dawno nie widziałem w telewizji motywu, który byłby tak na siłę przeciągany, tak sztucznie grający na emocjach odbiorców (pewnie do nastolatek to trafia...) i tak źle zagrany. Z postaci, która jest tutaj tak długo, zrobiono osobę, która męczy się na ekranie razem z widzem. Dawno nie krzyczałem do ekranu: "Kończ, oszczędź sobie wstydu. Zgiń już". Tego nie daje się wytrzymać, gdy twórcy wałkują non stop płaczącą Caroline, która z fajnej, sympatycznej dziewczyny stała się banalną, nudną i szalenie irytującą postacią. Jasne, że każdy człowiek reaguje na traumatyczne przeżycia inaczej, ale czy Caroline musiała opierać się na zagraniach tak dziecinnych, jakby była rozwydrzoną 10-latką? Twórcom tego serialu przydałaby się lekcja emocjonalnej subtelności, bo z tego wątku dało się wyciągnąć wiele, a efekt jest tragiczny. Wisienką na torcie są boleśnie słabe sceny Stefana i Caroline z 13. odcinka - brawo, udało się udowodnić, że relacja Belle i Edwarda z "Sagi Zmierzch" wcale nie była taka zła. Finałowym absurdem jest Enzo i jego dziwaczny plan zemsty na Stefanie. Idealny dowód na to, jak kreatywność ekipy tego serialu wyparowała. Obserwujemy wątek głupi, nieciekawy i niemający żadnego potencjału na rozwój. Oto popis scenarzystów, którzy kompletnie wypalili się kilka sezonów temu. Wygląda to tak, jakby najlepsza ekipa tego serialu poszła do spin-offa, a tu zostały same odpadki niewiedzące do końca, co ze sobą zrobić. Jeśli to ma być wątek przewodni do końca tego sezonu, nie wygląda to nawet poprawnie. Czytaj również: Sophie Turner o 5. sezonie serialu „Gra o tron” Kiedyś to był serial z fajną historią na cały sezon, pomysłowymi czarnymi charakterami i wydarzeniami, które mogły zaciekawić, podczas gdy na drugim planie były wychodzące z fabuły romanse. Teraz mamy jedynie tego cień, dość mdły, pozostawiający niesmak i powodujący ból głowy. Mam bardzo wysoką tolerancję na głupoty tego serialu, ale 2 ostatnie odcinki fizycznie mnie wymęczyły. Dawniej była to przyjemna, lekka i nawet komiczna (choć raczej nie w zamierzeniu twórców) rozrywka - teraz powoli staje się to prawdziwą męką.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj