Olbrzymia wieża będąca więzieniem dla nieokreślonej liczby ludzi. Nikt nie wie, ile pięter jest w budynku. Wiadomo jedynie, że na każdej kondygnacji znajdują się dwie osoby, które mają szansę dostać się zarówno wyżej, jak i spaść na sam dół. Umiejscowienie jest niezwykle istotne, ponieważ ci znajdujący się na samej górze mają większe szanse na przeżycie od tych, którzy zamieszkują najniższe piętra. Dlaczego? Codziennie z samej góry na sam dół zjeżdża platforma wypełniona po brzegi jedzeniem. Znajdują się na niej gigantyczne ilości wszelkiego rodzaju przysmaków. Sęk w tym, że na każdym z pięter zasób jest uszczuplany. Im niżej, tym mniej pożywienia – w pewnym momencie winda jest już praktycznie pusta. Wynikiem tego, ci na samym dole są niedożywieni i często umierają z głodu. Na jednym z pięter budzi się Goreng – główny bohater filmu. Młody idealista nie może zaakceptować świata, w którym się znalazł. Postanawia zmienić coś w tej rzeczywistości, jednak jeszcze nie wie, do czego będzie zdolny, żeby utrzymać się przy życiu. Punkt wyjścia czerpie garściami z niezwykle popularnego niegdyś gatunku filmowego, którego protoplastą był słynny Cube. Grupka ludzi w zamkniętej przestrzeni walczy o przetrwanie. Bohaterowie przemierzają kolejne tajemnicze strefy, tocząc boje pomiędzy sobą o produkty pierwszej potrzeby. Tego typu forma inspirowana jest eksperymentami społecznymi, w których grupka ludzi ulokowana w nieprzyjaznych warunkach musi wykazać się atrybutami pozwalającymi im osiągnąć cel. Netflixowa Platforma ma znamiona tego typu konwencji, jednak ważniejsze tutaj jest coś innego. Film stanowi zmyślną przenośnię, która czyni motyw przewodni (platforma z pożywieniem przemierzająca kolejne piętra) metaforą niesprawiedliwości społecznej panującej w naszym świecie.
fot. Netflix
Uważny widz od razu wychwyci aluzje i podteksty wiążące fabułę filmu z rzeczywistością, w której bytujemy. Kolejne piętra to klasy społeczne. Ci na górze dostają największy kawałek tortu i mogą wybierać we wszystkich dobrach, które ma do zaoferowania świat. Ci na dole nie dostają nic, przez co muszą desperacko walczyć o przetrwanie. Osoby znajdujące się na tym samym piętrze, są zmuszane do pożerania siebie nawzajem, w myśl zasady „zgiń albo daj się zabić”. Umiejscowieni na dole nie mają sił, żeby rozpocząć rewolucję. Ci na górze otwarcie gardzą nizinami społecznymi. Natura ludzka sprzyja generowaniu coraz większych podziałów. Nie ma przecież w nas za grosz dobra - jesteśmy przywiązani do rzeczy materialnych i zdeterminowani za wszelką cenę wypełnić brzuchy pożywieniem. Nasz główny bohater jest elementem niepasującym do tej układanki. Działa wbrew systemowi i próbuje zmienić zaistniały stan rzeczy. W prawdziwym świecie jego zmagania byłyby z pewnością walką z wiatrakami, ale w filmie w pewnym sensie odnosi sukces – przynajmniej na poziomie symbolicznym. To właśnie rozwiązanie akcji i mało finezyjna końcówka sprawiają, że w miejsce gęstej atmosfery pojawia się dość naiwne i tendencyjne przesłanie.
fot. Netflix
+7 więcej
W drugim i trzecim akcie film jest naprawdę ciężki i brutalny. Twórcy nie patyczkują się z widzami i serwują im bezkompromisowe rozwiązania, pokazujące bez zbędnego koloryzowania bagno, w jakim bohaterowie (a w domyśle my sami) się znaleźli. Jest to sugestywne i działające na wyobraźnię, mimo że kolejne zwroty akcji bardzo łatwo przewidzieć. W końcówce jednak, gdy Goreng przemienia się w uduchowionego Che Guevarę, bańka pryska, a my nie możemy oprzeć się wrażeniu, że ostatnie minuty nie korespondują klimatem i rytmem z tym, co widzieliśmy na ekranie wcześniej. Na wierzch wychodzą fabularne mielizny. Opowieść jest po prostu uboga w treść, a twórcy nie do końca mają pomysł, jak zagospodarować konkretne postacie. Minimalizm to oczywiście umyślny zabieg, ale można było nadać nieco psychologicznego sznytu poszczególnym bohaterom. Cube pokazał, jak wygenerować ciekawą sytuację społeczną, mając do dyspozycji tylko kilkoro protagonistów. Tutaj tego nie ma, a twórcy całą swoją opowieść opierają na odniesieniach do naszej rzeczywistości. Wynikiem tego, bardzo ciekawy i intrygujący punkt wyjścia nie ma takiej siły rażenia, jaki mógłby mieć. Gdyby całość pokazano w bardziej zawoalowany sposób, Platforma zyskałaby mniej oczywisty charakter. Fabuła mogłaby w niektórych miejscach być mniej czytelna, a dialogi bardziej złożone. Przydałoby się tutaj więcej absurdu i surrealizmu. Platforma zyskałaby, gdyby narracja nabrała znamion poezji i na płaszczyźnie metaforycznej nie byłaby taka łopatologiczna. Być może wtedy obraz prezentowałby się dużo lepiej. Hiszpańska produkcja Netflixa nie jest oczywiście złym filmem – dostajemy tu cenne obserwacje, pełne dekadentyzmu (szczególnie w kwestii natury ludzkiej) i smutnych wniosków. Gdyby jednak twórcy użyli bardziej wysublimowanych środków, jeśli chodzi o treść, być może dostalibyśmy prawdziwą perełkę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj