Pływaczki miały swoją premierę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto we wrześniu tego roku, a teraz są również dostępne na platformie Netflix. Film przedstawia prawdziwą historię dwóch sióstr, Syryjek – Yusry (Nathalie Issa) i Sarah Mardini (Manal Issa) – które w 2015 roku uciekły z ogarniętej wojną Syrii. Wraz z grupą stawiających wszystko na jedną kartę osób, dziewczyny przemierzyły setki kilometrów, by dostać się do Berlina i zawalczyć o lepszą przyszłość. Młodsza z sióstr, Yusra, ma jednak jeszcze jeden wielki cel na horyzoncie – marzy o tym, by w nowym bezpiecznym świecie wystartować w Igrzyskach Olimpijskich jako reprezentująca swój kraj pływaczka. Sam fakt, że nowa produkcja jest oparta na prawdziwej historii, z miejsca dodaje tej opowieści punktów. Niesamowite losy sióstr są wręcz skrojone na film pełnometrażowy. Sam tytuł jest pewnym niedopowiedzeniem, ponieważ nowa produkcja oferuje widzowi znacznie więcej niż historię o ambitnej dziewczynie marzącej o karierze sportowej. Owszem, cel Yusry odgrywa dużą rolę w tej historii (będąc w zasadzie głównym motorem napędowym młodej dziewczyny), jednak na drugim biegunie rozgrywa się jednocześnie inny wątek – dotyczący fali uchodźców, do której dołączają właśnie dwie siostry. Połączenie motywów o tak silnym ładunku emocjonalnym tworzy bardzo oryginalną historię, a opowiedzenie jej z perspektywy przepełnionych wielkimi ideami dziewcząt dodatkowo chwyta za serce. Z głównymi bohaterkami bardzo łatwo sympatyzować, ponieważ od samego początku dają się lubić – poznajemy je jako zwyczajne nastolatki, rozśpiewane, roztańczone dziewczyny, które marzą o wielkich rzeczach. Kiedy ich świat wywraca się do góry nogami, siostry stają przed wyborami, przed jakim nie chciałby stanąć nikt z nas. Twórcy zobrazowali wszystkie te emocje znakomicie. Film budzi niezwykłą empatię i choć opowiada o rzeczywistości, jakiej nie znamy, wszystko jest zbudowane tak, że widzowi bardzo łatwo jest postawić się na miejscu głównych bohaterek i tym samym przeżywać ten seans naprawdę mocno i szczerze. Choć w ogólnym wydźwięku tematyka filmu jest trudna, sama jego formuła okazuje się bardzo przystępna – od samego początku z łatwością można dać się porwać tej historii, ponieważ jest bardzo dobrze zbudowana. Począwszy od bohaterek z krwi i kości (które są w stu procentach autentyczne w tym, co robią, jak się zachowują i rozmawiają), aż po dynamiczne sceny z ich życia – zarówno przed, jak i w trakcie ucieczki na Zachód. Tutaj ani przez moment nie czuć dłużyzn czy monotonii, z jaką często borykają się artystyczne festiwalowe produkcje. Losy Yusry i Sarah łączą w sobie kilka różnych, świetnie dopełniających się motywów – typowe kino drogi, dramat psychologiczny, a do tego wyrazistą sportową realizację. Na każdej z tych płaszczyzn obserwujemy walkę jednostki z niesprzyjającym światem, a wszystko to widziane jest oczami młodych, dopiero wchodzących w życie dziewczyn. Można mieć co prawda zastrzeżenia do niektórych pompatycznych scen, zwłaszcza tych opisujących altruizm i superbohaterstwo sióstr – jednak jeśli weźmiemy pod uwagę, że ta rzeczywistość została przefiltrowana przez wrażliwość nastolatek, okazuje się, że wszystko to pasuje do ogólnie przyjętej koncepcji twórców. I w dodatku zapewnia widzowi emocjonalny rollercoaster. Realizacyjnie wszystko jest utrzymane na bardzo wysokim poziomie – zarówno jeśli chodzi o otoczkę techniczną, jak i samą grę aktorską. Główne bohaterki są na ekranie znakomite i absolutnie wiarygodne w roli sióstr – za czym z pewnością stoi fakt, że są siostrami także w prawdziwym życiu. To zdecydowanie castingowy strzał w dziesiątkę. Na ich relację patrzy się z przyjemnością. Twórcy obrazują tę opowieść zarówno przy pomocy barw, dynamicznej muzyki, energii, pięknych krajobrazów, jak i smutnych twarzy i pustych oczu uchodźców. Cały film przepełniony jest rozmaitymi emocjami i kontrastami, przez co tym bardziej chwyta za serce. Produkcja wciąga od pierwszych minut, a napięcie nie spada aż do samego końca. Jak na film biograficzny działa to naprawdę dobrze. Pływaczki to przeszło dwugodzinny seans, którego każda minuta jest świetnie dopracowana, maksymalnie angażująca i trzymająca widza w pełnym skupieniu. Choć film porusza temat uchodźców, nie stara się być analizą ani studium tego zjawiska. Nie szuka też rozwiązań ani odpowiedzi na trudne pytania, ale pozwala widzowi na wgląd w tę porażająco smutną rzeczywistość i na samodzielną refleksję i chwilę zadumy na ten temat. Ostatecznie to po prostu opowiedziana na chłodno biografia jednostki – historia zwyczajnie bardzo ludzka, inspirująca, pełna emocji i wielkiego serca, podsumowana w typowo motywacyjny sposób. To dobre kino – zarówno scenariuszowo, jak i realizacyjnie. Takie filmy ogląda się z przyjemnością, a ich seans pozostaje w pamięci na dłużej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj