Fabuła odcinka oparta jest na szalenie oklepanym schemacie, jaki w kinie i telewizji był wykorzystywany do granic możliwości. Jego realizacja pozostawia wiele do życzenia, gdyż co chwilę jesteśmy rażeni absurdalnymi motywami, które niszczą jakiekolwiek pozytywne wrażenie, jakie serial stworzył w premierowym odcinku - począwszy od bardzo naciąganej sceny ucieczki, w której twórcy każą nam uwierzyć, że w okolicy celi jest tylko i wyłącznie jeden strażnik. Prawdopodobnie nie można było rozpocząć odcinka od większej głupoty. W takich warunkach do ucieczek powinno dochodzić co 5 minut, skoro jeden słabo uzbrojony strażnik spokojnie wchodzi sobie do celi, a więźniowie nie są nawet przykuci łańcuchami. 

Działania pod przykrywką D'Artagnana to wielka, nudna i niesłychanie źle pokazana klisza. Wszystko rozgrywa się przewidywalnie, a twórcy jedynie odznaczają kolejne punkty na znanej liście. Schematami trzeba umieć się bawić, ale scenarzyści The Musketeers nawet nie próbują, idąc po linii najmniejszego oporu. Jakim cudem mam się czuć zaskoczony zwrotem akcji z prawdziwym celem Vadima? Skoro mówi, że chcieli zabić monarchów, a podczas ucieczki i strzelaniny nie posłał kulki królowej, choć okazji nie brakowało, to było oczywiste, że jego motywy są zupełnie inne. Gdy zaczęto nam opowiadać o tym, jak coś ukradł, reszta staje się już oczywistą formalnością. Finał tyrady głupot to końcowy skok Vadima, który razi nieporadnością. Miało być ładnie i klimatycznie, gdy idzie i rzuca granaty, a wychodzi irracjonalnie i głupio - dlaczego wszyscy biegają w kółko i nie nikt nawet nie próbuje go zatrzymać? Wyraźnie widać, że wśród biegających są też strażnicy i żołnierze, bo pałacu nie pozostawiono bez obrony. Sam fakt, że skarbu królewskiej pary pilnuje tak mało osób, jest kolejnym z licznych niedociągnięć. Vadim dostaje się do środka zbyt łatwo. Takich banałów nie spodziewałem się po serialu stacji BBC. Plus należy się jedynie dla Jasona Flemynga, bo aktor imponuje charyzmą.

[video-browser playlist="633905" suggest=""]

Odcinek ten ratują kameralne sceny nasycone dobrymi dialogami albo niuansami, które mogą się podobać. Tu mógłbym wymienić m.in. początkową scenę z odwróceniem motta muszkieterów, zabawny moment D'Artagnana i pani Bonacieux oraz przesłuchanie kochanki Vadima. Tutaj reżyser potrafi wyciągnąć z tego scenariusza coś, co stoi na przyzwoitym poziomie i dostarcza rozrywki. Scenariusz The Musketeers jest zagadką, bo przeplata on absurdalnie głupie sceny z momentami naprawdę niezłymi.

Pierwszy raz twórcy pokazują coś nowego i odchodzą od pierwowzoru Dumasa. Mowa o wątku Aramisa i wyraźnie tlącym się romansie z królową. Każdą nowość przyjmę z ochotą, ale nie coś takiego, co nie wprowadza nic interesującego do serialu. The Musketeers ma być produkcją przygodową, a nie infantylną opowieścią o miłosnym życiu Aramisa.

Produkcji nie można odmówić uroku, bo wizualnie wygląda pięknie. Kostiumy, scenografia, zdjęcia - to wszystko jest dopracowane i cieszy oko. Problem leży w koncepcji The Musketeers, którzy po tym odcinku wyglądają na zwyczajny policyjny procedural niskiej jakości - nie mamy ciekawych bohaterów (papierowi, pozbawieni charyzmy muszkieterowie) i dostajemy banalnie kliszową historię. Jeśli twórcy celują w poziom Ripper Street, to przed nimi daleka droga. Tak wielu fabularnych głupot można oczekiwać po serialach typu Revolution czy The Following, a nie po produkcji BBC.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj