Martin to funkcjonariusz policji, który wraz z partnerem (rzecz jasna: charakterologicznym przeciwieństwem głównego bohatera) ma przetransportować więźniów zakładu karnego o zaostrzonym rygorze. Konwojenci w swoim opancerzonym bunkrze przewożą sześciu niebezpiecznych mężczyzn; cała akcja rozgrywa się, rzecz jasna, w środku nocy. Skazańcy to całkiem barwna i intrygująca ekipa; każdy z nich czymś się wyróżnia, choć, niestety, nie w każdym przypadku przekłada się to na zmyślnie napisany charakter.  Oczywiście, przejazd konwoju wkrótce zostanie zakłócony, a wszystkie plany trzeba będzie znacząco zweryfikować. Po niespecjalnie angażującym akcie pierwszym, zniechęcającym lawiną zgrzytów i wypranych z logiki elementów fabularnych, przychodzi czas na właściwą akcję, czyli pełne niespodzianek oblężenie pojazdu, w którym zamknięci są Martin i sześciu kryminalistów. Podzielony na mikrocele wóz wkrótce zostaje przejęty przez tajemniczego napastnika. Jak łatwo przewidzieć, Poniżej zera to obraz jednowątkowy i kameralny, oparty na prostym motywie nieufności i przekraczania granic w obliczu śmierci i w warunkach klaustrofobicznych. Bohater i więźniowie muszą zacząć współpracować (a mniej lub bardziej uczciwych zasadach), a ostatecznie odkryć, kto zaatakował konwój i jakie są jego cele. Siłą opowieści jest serwowana łopatami niepewność, ta zaś bazuje na fundamentach złożonych z dwóch podstawowych pytań: kto umrze i kto kłamie? Odpowiedzi na te pytania bywają rozczarowujące, a jednak w większości przypadków gwarantują przyzwoitą dawkę emocji i rozrywki - napięcie w drugim akcie stopniowo narasta, podbudowywane umiejętnie, z rzemieślniczą precyzją. Lluís Quílez potrafi też popisać się imponującą pomysłowością: nie można mu odmówić kilku błyskotliwych i w istocie zaskakujących zwrotów akcji, które potrafią wynagrodzić niesmak wywołany scenariuszowymi lukami czy irracjonalnym postępowaniem bohaterów. Mnożą się sojusze i antagonizmy, a twórcy nie śpieszą się z odkrywaniem kart, wstrzemięźliwie dawkując wyjaśnienia. Wątpimy; nie wiemy, kto tu jest kim i jakie w rzeczywistości są jego intencje. Większość komponentów całej tej zagadki, która jest duszą Poniżej zera, okazuje się wystarczająco atrakcyjna. Warto też zwrócić uwagę na powracającego w hiszpańskich produkcjach Netflixa Javiera Gutiérreza, przekonująco naturalnego, który kolejny raz wybił się na tle współpracowników. Szkoda - tych niedoszkicowanych charakterów, niemożliwych do załatania wyrw w scenariuszowej konstrukcji, absolutnie nieoryginalnego i banalnego wydźwięku. Ten niepozbawiony wad, ale potrafiący przykuć do ekranu thriller rozczaruje, by chwilę później chwycić za gardło. Co już samo w sobie jest dość unikalnym doświadczeniem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj