Opowieść o bohaterze z sąsiedztwa, postaci rozwiązującej przyziemne, ale istotne problemy, ma długą historię. Cmentarz bezimiennych ukazuje ten motyw w niecodziennym świetle.
Wielkie miasto to wiele tajemnic. Nie inaczej jest z Nowym Jorkiem, w którym rocznie służby odkrywają wiele bezimiennych ciał. Część z nich to porzucone noworodki, ale trafiają się także ofiary zorganizowanej przestępczości, przemocy domowej czy prywatnej zemsty. Wszyscy trafiają, jako John albo Jane Doe, na cmentarz Potter’s Field. I pozostaną na zawsze zapomniani, chyba że ich sprawą zajmie się bohater
Potter's Field, vol. 1 – oczywiście kryjący się pod pseudonimem John Doe.
Niewiele wiemy o jego motywacjach; znacznie więcej o jego działaniach. Dzięki sieci kontaktów czy osób winnych mu przysługi, próbuje rozwikłać tajemnice bezimiennych trupów – a gdy mu się to uda, wykuć na ich nagrobku imię i nazwisko. Sam pozostając bezimienny, walczy o sprawiedliwość tam, gdzie prawo i służby zawiodły.
Mark Waid inteligentnie rozgrywa wątek człowieka walczącego o sprawiedliwość, w iście superbohaterskim duchu, choć z wyraźną dozą noir. Choć John Doe nie posiada nadprzyrodzonych mocy (może poza hartem ducha), to obudowanie go siatką powiązań, otoczenie tajemnicą i przeciwstawienie go przestępcom różnej maści, idealnie wpasowuje się w historię o tajemniczym mścicielu. Zmienicie odrobinę motywacje, dajcie mu pelerynę, maskę i kilka gadżetów, a być może reagowałby na batsygnał wyświetlony na niebie.
Trzeba jednocześnie zaznaczyć, że pierwszy tom
Cmentarza bezimiennych to dopiero przygrywka. Album ma przede wszystkim zarysować realia, przedstawić głównego bohatera i pokazać, że jego misja odnajdywania tożsamości bezimiennych trupów może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje niż kilku obitych bandytów. Na razie Waid serwuje nam więcej znaków zapytania niż odpowiedzi, ale można już budować własne domysły i spekulować jak potoczą się losy postaci.
Całej historii wyrazu nadają grafiki
Paul Azaceta. Dość oszczędne, utrzymane w ciemnych barwach kadry potrafią zbudować klimat; tym bardziej, że nie o dynamiczne sceny akcji tu chodzi, a o prowadzenie opowieści w konkretnym duchu. Narracja i strona graficzna dobrze się uzupełniają: efektem jest klimatyczna opowieść, potrafiąca trzymać w napięciu, nawet jeśli jest pozbawiona naprawdę dramatycznych momentów.
Omawiany komiks to niezłe rozpoczęcie serii, budzące zainteresowanie i zarzucające fabularne haczyki, na które mają się złapać czytelnicy.
Potter’s Field ma charakter i pomysł, by rozwinąć się w naprawdę interesującą serię. Początek jest intrygujący: trzeba czekać na więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h