Powrót do Legolandu może powoli przyzwyczajać nas do oswajania się z coraz większą liczbą produkcji z akcją osadzoną w latach 90. Jednak reżyser Konrad Aksinowicz nie zabiera nas do tego świata, by pokazać jedynie niezwykłe zestawy klocków LEGO. Prawdziwym tematem staje się alkoholizm ojca stopniowo wyniszczający nie tylko jego organizm, ale też całą rodzinę.
Gra w gumę, dźwięk układanych klocków LEGO i wypożyczalnia kaset VHS, do której filmy należy oddawać przewinięte i nienaruszone. Do tego muzyka, powstające subkultury i kurtki z ortalionu - Konrad Aksinowicz w swoim filmie Powrót do tamtych dni ogromną wagę przyłożył do detali i odtwarzania magii tamtych czasów, które nawet jeśli wydają się trochę kiczowate, to jednak kampowa stylistyka odnajduje swoje uzasadnienie. Sentymentalna podróż do lat dzieciństwa niknie jednak momentalnie, gdy z wielkiej Ameryki przyjeżdża Alek (Maciej Stuhr), ojciec Tomka (Teodor Koziar), który niespodziewanie wrócił do swojej rodziny.
Kiedy więc początek przywołuje na myśl Stań przy mnie lub Stranger Things, jeśli chodzi o motywy retro i – w tym przypadku – najtisowy przepych, podskórnie czujemy, że radosny przyjazd taty z Ameryki skończy się zaraz po wręczeniu przez niego prezentów. W grę wejdzie bowiem najgorszy z wrogów, pozostawiający nieprzyjazne skutki w organizmie i niszczący rodziny – alkohol. Aksinowicz podjął się trudnego zadania, bo najłatwiej byłoby w pełni oddać oko kamery Alekowi lub jego żonie (Weronika Książkiewicz), ale ten w swojej autobiograficznej historii decyduje się spojrzeć na wszystko z perspektywy młodego Tomka, który chociaż bardzo kocha swojego tatę, doświadcza niewyobrażalnego cierpienia, które nigdy nie powinno spotykać dzieci.
I jest to zdecydowanie największa wartość filmu Aksinowicza – pokazanie problemu alkoholowego z perspektywy dziecka, całkowite skupienie się na Tomku, którego codzienność stoi pod znakiem nastrojów jego taty. Maciej Stuhr, wcielając się w rolę Aleka, tworzy zdecydowanie jedną z lepszych kreacji w swojej karierze. Wciela się w człowieka zniuansowanego, który miał swoje marzenia i ambicje, ale niespełniony amerykański sen i powrót do szarej rzeczywistości znowu pcha go w stronę kieliszka. Stuhr nie odgrywa typowego pijaka, jakich wiele widzieliśmy na ekranie. Jest to facet naprawdę kochający swojego syna i kilka sugestywnych scen wystarczyło, aby pokazać go jako kompetentnego członka rodziny, który być może w innych realiach mógłby ubiegać się o miano męża i ojca roku. Przynajmniej wierzy w to z całych sił Matka Tomka, która również kapitalnie została odegrana przez kojarzoną z komediami Weronikę Książkiewicz. W swoim stylu odgrywania dramatycznych scen przypominała mi trochę Scarlett Johansson, a to chyba dobra rekomendacja dla widzów ciekawych nietypowej w jej dorobku roli. Grana przez nią kobieta jest bowiem osobą cierpliwie znoszącą alkoholowy ciąg swojego męża, wierzącą w powrót do normalności sprzed sięgnięcia po kieliszek.
Z podejściem do tematu i ogrywaniem dramaturgii Aksinowicz radzi sobie lepiej niż dobrze. Widać gołym okiem, że to projekt dla niego niezwykle ważny i chociaż jego pietyzm lub przywiązanie do niektórych motywów jest małą wadą tej produkcji, to jednak udało się stworzyć film trudny, ale jednocześnie bardzo ważny i udany. Śledząc powolne staczanie się Aleka oczami Tomka, całkiem sprawnie umożliwia nam wejście w buty osób doświadczających traumatycznych widoków i sytuacji. Zwykły chłopak bawiący się klockami LEGO i bawiący się z kolegami na podwórku, nagle doświadcza sytuacji, których nigdy nie powinien widzieć na oczy, nawet w dorosłym życiu. Młodociany aktor wcielający się w rolę Tomka został postawiony przed niezwykle trudnym zadaniem i chociaż zdarzają się momenty, w których trudno jest mu sprzedać odpowiednią emocję lub umniejsza dramaturgii danej sceny, to jednak należą mu się brawa za podjęcie próby wczucia się w dziecko alkoholika.
Aksinowicz, tworząc film mocno inspirowany własnymi doświadczeniami, buduje perspektywę polskiego widza o nowe spojrzenie na problem alkoholu w domach z niewinnymi niczemu dziećmi. I chociaż napotyka liczne problemy zarówno od strony realizacyjnej, jak i narracyjnej, to jednak reżyser świetnie operuje emocjami i tworzy naprawdę trudne filmowe doświadczenie. Pokazuje przy tym, jak często porażka dorosłych potrafi zakłócić magiczny z definicji czas dzieciństwa.
Recenzja pierwotnie została opublikowana 23 września 2021 roku.