Mini-cliffhanger, z jakim zostawili nas twórcy w poprzednim epizodzie, ograniczył się do poinformowania kilku ważniejszych osób o zaistniałej sytuacji z Carol. Reakcja Daryla, która prawdopodobnie będzie najgwałtowniejsza, została przełożona na czas późniejszy, bowiem fabuła najnowszego odcinka koncentruje się na strefie kwarantanny. Super-grypa zbiera tym razem swoje najbardziej obfite żniwo, na horyzoncie wciąż nie widać ekipy Daryla, a herbatki Hershela mają na celu bardziej uspokojenie chorych niż zapobieganie chorobie. Pacjenci są siłą rzeczy zmuszeni do obserwowania, jak sąsiednie cele pozwoli pustoszeją. Sami zaczynają oswajać się z myślą, że (o ironio!) w świecie opanowanym przez zombie pokona ich nienaturalna odmiana grypy. Lecz nie każdego z nich spotka taki los…

Duża liczba zgonów zwiększa szansę na kolejną infiltrację ze strony zombiaków. Twórcy zgrabnie wykorzystują ten motyw. Hershel, zmęczony, ale mężnie trwający przy boku umierających, nie jest w stanie doglądać każdej pojedynczej osoby. Glenn i Sasha zostają przykuci do łóżka przez wirusa. Weterynarz zostaje sam na polu walki, która dopiero ma się w pełni rozegrać. Ostatnio odsuwany przez pozostałych członków ekipy ze względu na swój stan zdrowia, Hershel udowadnia swoją wartość jako żołnierza. Odważna próba odzyskania rurki intubacyjnej kończy się sukcesem, a atak martwych zostaje udaremniony. Jego wiarę w samego siebie wzmocniono silnymi fundamentami, lecz wiara w siłę wyższą po raz kolejny została poddana dramatycznej próbie. Status quo katolickich pochówków powoli traci na sile nawet w oczach pana Greena.

[video-browser playlist="634006" suggest=""]

Nowy doktor sam staje się pacjentem i po jakimś czasie, niestety, zasila armię żywych trupów. Tym samym można zaliczyć go w poczet niewykorzystanych potencjałów. Lekarz egzystujący w świecie opanowanym przez zombie jest bardzo pożądanym motywem. Upsychologizowanie tego bohatera było zdecydowanie zminimalizowanie, a szkoda, bo sama zaradność Caleba została ukazana chociażby przed jego śmiercią (przygotowanie kroplówek i amunicji dla Hershela). Zarządzanie "przychodnią" ponownie spada na barki weterynarza. Cała nadzieja w Bobie Stookey, który nadal intryguje. Twórcy obiecują, że jego postać będzie odzwierciedleniem komiksowego pierwowzoru, a to zapewniłoby nam jednego z lepiej skonstruowanych na gruncie emocjonalnym bohaterów.

Rick z Carlem otrzymują kolejną szansę na wzmocnienie swoich rozbitych relacji. Wątek, zaakcentowany w drugim odcinku i oddalony dzięki "pomocy" prosiaczków, znajduje swoje rozwiązanie. Liczba szwendaczy przeważa w końcu nad trwałością zabezpieczeń terenu więzienia i dochodzi do nieuniknionego. Sytuacja wyolbrzymiona w zwiastunie czwartego sezonu ostatecznie sprowadza się do przeciwstawienia stada nieumarłych dwóm samotnym mścicielom. Ojciec i syn stawiają sukcesywny opór przeważającej liczbie żywych trupów. Tym samym jedno z większych oczekiwań wobec sezonu okazuje się być jednym z jego większych rozczarowań. Twórcy starają się wmówić widzom, że taka dysproporcja nie ma znaczenia, a bohaterowie zawsze sobie poradzą. Odbiorca po drugiej stronie ekranu może tylko kręcić głową.

"Internment" opiera się w większości na motywie powrotu – ekipa Daryla ostatecznie przyjeżdża z lekami, a tym samym z nadzieją dla chorych; Hershel zostaje przywrócony jako pełnoprawny członek ekipy w oczach bohaterów; zmarli powracają do życia; natura rodzi owoce, a sami twórcy serwują oczekiwanego cliffhangera. Najnowszy odcinek co prawda przyciągnął przed ekrany najmniejszą liczbę widzów w porównaniu z czterema pozostałymi, lecz dzięki pojawieniu się Gubernatora na chwilę przed napisami wyniki oglądalności w przyszłym tygodniu z pewnością ulegną zmianie na plus. Zakończenie rodzi wiele pytań, a przyszły odcinek winien dać kilka odpowiedzi.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj