Prawie jak gwiazda roku to nowy film Netflixa, który miał wzruszać i być takim promykiem nadziei w ponurych czasach. Czy osiągnięto ten cel?
Pomimo tytułu
Prawie jak gwiazda rocka nie jest filmem muzycznym ani komedią o nastolatkach. Mamy do czynienia z dramatem, który dla odmiany pokazuje historię utalentowanej dziewczyny w trudnych życiowych okolicznościach. Pomimo tego, że jej matka jest alkoholiczką i razem śpią w szkolnym autobusie, zachowuje ona ultraoptymizm, niosąc ze sobą nieskończone dawki pozytywnej energii. Ma marzenie, cele, chłopca, w którym się zadurzyła, ale nie może nic z tego osiągać przez kolejne kłody, jakie życia rzuca jej pod nogi. Taka rzeczywistość - pomimo charakteru sztandarowej altruistki - zmienia człowieka i pokazuje wiele problemów emocjonalnych, z jakimi musi się zmierzyć. Wstyd przed tym, jak wygląda jej życie nie pozwala jej przyjąć niczyjej pomocy, a to siłą rzeczy buduje konflikty, bo naturalnie odpycha innych. Zatem punkt wyjścia historii ma potencjał na dobry i mocny dramat. Jest w tym coś świeżego, że na ekranie nie oglądamy nastolatków, którzy jeżdżą najdroższymi samochodami i noszą najbardziej markowe ciuchy.
Auli'i Cravalho gra główną rolę i choć niewielu kojarzy ją z twarzy, wystarczy, by zaśpiewała, a każdy zda sobie sprawę, że ją zna. W końcu to głos tytułowej bohaterki animacji
Vaiana: Skarb oceanu. W jednym momencie śpiewa oryginalną piosenkę i wówczas uderza to w serducho z pełną mocą. Zasługi za uratowanie tego filmu jednak są większe, bo emocjonalna kreacja jej bohaterki w dużej mierze ciągnie go do samego końca. Pokazuje kogoś, z kim sympatyzujemy. Po prostu chcemy, aby udało się jej, bo na to zasługuje. To dobra, utalentowana dziewczyna, a przecież wszystko jest przeciwko niej. Oczywiście scenariuszowo pod koniec musiało to trochę pójść w złym kierunku, bo postać traci nadzieję, energię i skrywa się w mroku osnutym z płaszczyka gniewu i arogancji. Wówczas trochę to przestaje działać, bo zostało to zbyt drastycznie przygotowane i popada w skrajności.
Justina Machado, dobrze znana fanom z
One Day at a Time, też zostawia w tym filmie wiele serca w roli matki.
W trakcie tego filmu zaczynamy sobie zdawać sprawę, że jego sens nie do końca jest klarowny. Po tytule można przypuszczać, że temat będzie mieć związek z muzyką, bo mamy utalentowaną wokalnie aktorkę, a przesłuchanie do prestiżowej szkoły jest jednym z istotnych wątków rozwijających fabułę. Nic jednak bardziej mylnego. Twórcy idą w stronę, która staje się z każdą minutą coraz mniej autentyczna emocjonalnie. Historia staje się przekombinowana, sztuczna i popada w skrajności. Niestety to, co powinno wzruszać, jest nam po prostu obojętne.
Problem mam też z przesłaniem tego filmu, którym jest nauka przyjęcia pomocy. Historia mówi także, że warto połączyć siły dla ważnego celu. To szczytne i pozytywne. Zamiast wzruszeń jest jednak tania ckliwość. Miało być emocjonalnie, a jest zbyt słodko. To mi przypomniało wiele różnych telewizyjnych filmów familijnych, które popadały w taką przesadę, że osiągnęły odwrotny cel od zamierzonego.
Trochę szkoda, bo
Prawie jak gwiazda rocka zapowiadał się na dobry, przejmujący film. Do połowy mniej więcej taki jest, a emocje są na swoim miejscu, później konstrukcja rozsypuje się jak domek z kart, odsłaniając kicz. Gdyby nie młoda i zdolna aktorka, byłoby źle. To ona stała się sercem tej historii i dla niej warto to obejrzeć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h