Nowy odcinek Preacher rozpoczął się jak zwykle dynamicznie, bo od bezpośredniej walki Jessego i Wszechojca. Wyglądała ona komicznie zważywszy na wielkie cielsko szefa Graala, a do tego nadano jej komiksowo przerysowanego klimatu. Choć Wszechojciec ginie w trochę innych okolicznościach niż w komiksie, to efekt jest bardzo podobny, bo też skończył w strzępach. Dziwi trochę fakt, że Jesse nie został obryzgany krwią po tym wybuchu wnętrzności, ale wszystko zostało nadrobione, gdy pojawił się Starr i musieli powalczyć w posoce i wijących się jelitach o fiolkę z duszą. Widok rozbawiał mimo obrzydliwych i krwawych warunków tej przepychanki, ale myślę, że aktorzy mieli również sporo frajdy, taplając się w realistycznie wyglądających bebechach. W każdym razie Jesse odzyskał pełną moc nad Genesis, co od razu dało mu wiele swobody i władzy. Choćby nad nakryciem głowy Herr Starra, któremu zakazał ubierania kapeluszy i czapek, aby nie skrywał swojej blizny kojarzącej się w sprośny sposób. Oczywiście nasz główny pracownik Graala obszedł ten zakaz na rzecz peruk, które wyglądają jeszcze śmieszniej i wciąż dobrze nawiązują do komiksu. Jednak ważniejszy był w tym przypadku wątek Apokalipsy, który tak obrazowo nakreślił Starr jako lektor, parodiując tego typu programy telewizyjne. Jesse nie zabił Humperdoo, ale przez to, że wypuścił jego kopie na wolność, daje nam również pewność, że Mesjasz jeszcze będzie się przewijać w kolejnych odcinkach, jako powracająca postać. Ale wydaje się, że wyciśnięto już wszystkie zabawne motywy z tego bohatera, więc może lepiej byłoby go spektakularnie pożegnać i zamknąć cały wątek. Przejazd autobusem w stronę piekła, w którym zebrało się kilka nietuzinkowych postaci zapowiadał się interesująco, ale niestety nieco zawiódł. Choć Święty od Morderców jak zwykle skutecznie rozsiewał wokół siebie grozę i przerażanie to pozostali uwięzieni pasażerowie nic nadzwyczajnego nie wymyślili w kwestii ucieczki. Chociaż trzeba przyznać, że naśmiewanie się z motywu szczegółowego opisu wydostania się z autobusu podparte rysunkami autentycznie śmieszyło. Podobnie zresztą, jak przezabawnie unoszące się bezwładnie ciała w koziołkującym pojeździe. To było tak bardzo przerysowane, że wzbudzało wesołość. Może w samym autobusie niewiele się działo, ale atak ciężkim sprzętem hitlerowskich nazistów daje nadzieję na zwariowany obrót wydarzeń w kolejnym odcinku. Najbardziej jednak rozczarował wątek Cassidy’ego, który nieskutecznie próbował przekonać wyznawców Eccariusa, że ich lider jest zły. Cała sytuacja nudziła i nie wzbudzała żadnych emocji. Do tego przygwożdżenie wampira do stołu bilardowego wywoływało jednoznaczne skojarzenie, szczególnie gdy pani Rosen podała mu trochę napoju. Oczywiście twórcy położyli większy nacisk na znacznie ciekawsze wątki związaną z Jessem czy Tulip, ale ta historia wyraźnie pełni rolę zapychacza odcinka, nic nie wnosząc do fabuły. Nawet w perspektywie kolejnych epizodów nie wydaje się, że wydarzenia nabiorą rozpędu i pozytywnie nas czymś zaskoczą. Najnowszy odcinek Preacher jednak broni się przed negatywną oceną, dzięki dynamicznej akcji, która jest doprawiona głupkowatym, ale niezłym humorem. Wciąż też fabuła przynosi niespodzianki, takie jak wysadzenie Wszechojca czy też pojawienie się nazistów, aby uratować Hitlera. Serial bawi się własną konwencją korzystając z wielu szalonych pomysłów, które wpadają do głowy twórcom, choć nie każdy dostarcza tyle samo dobrej rozrywki. A przed nami wciąż czekają nierozwiązane osobiste porachunki Jessego i babci L’Angell. Nuda nam nie grozi!
Poznaj klawiaturę multimedialną Logitech K400+
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj