Ciekawą okolicznością jest fakt, że żaden z komiksowych, kultowych bohaterów, nie mógł wystąpić na kartach ich komiksowych kontynuacji. W wydanych przez Scream Comics Aliens - 30th Anniversary Edition nie uświadczyliśmy Ripley, w  Terminator: Nawałnica. Jednym strzałem nie dane nam było zobaczyć modelu T-800 z twarzą Arnolda Schwarzeneggera i to samo czeka (czy raczej nie czeka) nas w przypadku Predator: Betonowa dżungla i inne historie - nie pojawi się tu Arnie jako "Dutch" Schaffer. Jednak właśnie w przypadku tego komiksu, twórcy całkiem pomysłowo obeszli ograniczenia licencyjne, narzucone przez wytwórnie filmowe. Oczywiście to widoczny na okładce kosmiczny łowca jest tym, na kogo najbardziej czekają fani. A jednak w miarę lektury, coraz mocniej zaczynamy kibicować stworzonej przez scenarzystę Mark Verheiden, nowej postaci. Ta postać to ... Schaefer, zwany przez kumpli Schaef, gliniarz bez imienia i przy okazji starszy brat "Dutcha", którego los po wygranym pojedynku w amazońskiej dżungli, pozostaje wciąż nieznany. Schaef, mimo że w jego twarzy nie widać podobieństwa do Arniego, z sylwetki i z zachowania jest trochę jak jego lustrzane odbicie. Arogancki, sarkastyczny, sypiący one-linerami i przede wszystkim nie dający sobie w kaszę dmuchać. W trakcie lektury trzech kolejnych historii coraz mocniej go lubimy, by na koniec, który nie da nam (ale być może da jemu samemu) wszystkich odpowiedzi, zatęsknić za tym bohaterem, będącym uosobieniem lat osiemdziesiątych, w których nie było jeszcze miejsca na polityczną poprawność.
Źródło: Scream Comics
Z posłowia Verheidena dowiadujemy się, że jego opowieści, szczególnie Betonowa dżungla miały duży wpływ na filmową kontynuację Predator, w którym areną pojedynku pewnego gliny i kosmicznego łowcy staje się Nowy Jork. Scenarzysta wspomina również, że mimo ograniczeń licencyjnych, na szczęście nie mieli problemu z czymś takim, jak ograniczenia budżetowe w przypadku filmu. Dlatego też, twórcy po prostu mogli zaszaleć. Znowu zatem, podobnie jak w przypadku komiksowego Terminatora, mamy więcej niż jednego kosmicznego łowcę, a miejsce akcji może nagle przenieść się na Syberię. Przy całym radosnym rozmachu odczuwamy jednak coś istotniejszego - indywidualną presję ciążącą na komiksowym Schaeferze, dla którego Predator staje się swoistą, prześladującą go Nemezis. I za każdym razem, Schaef z kolejnym drwiącym powiedzonkiem, stawia bestii czoła. Jest w tym - prawda, że mocno przegadanym albumie - jakaś intensywność, mocno przywodząca na myśl filmowego Predatora. Zaczyna się już od okładki, na której widzimy triumfującego bądź gotującego się na łowy stwora. Dostajemy od Scream Comics cieszące oczy, dopieszczone wydanie, z bijącą po oczach czerwienią i karmazynowymi  brzegami stron, za które jak nic należy sie dodatkowy punkcik w ocenie. To wydanie z okazji trzydziestolecia komiksowej serii, która całkiem nieźle zniosła próbę czasu. Najlepiej wciągnąć ją w jeden dzień, bo im dłużej spędzamy czas z Schaeferem, obsesyjnie szukającym prawdy o zaginięciu swojego brata, tym mocniej wsiąkamy w tę krwawą historię.
Mimo całej doniosłej, brutalnej fizyczności, pamiętnej również z filmu, to w dużej mierze opowieść o wewnętrznych demonach, budujących z jednej strony mur w relacjach z innymi, z drugiej bezlitośnie prowadzących do kolejnych konfrontacji, w których aż czuć życzenie śmierci u komiksowego bohatera. Te trzysta ponad stron kończymy z satysfakcją, być może nawet wyczerpani od dawki intensywności, ale również z poczuciem, że dalibyśmy radę pochłonąć więcej. Schaef nie dostał jednak kolejnej, czwartej odsłony, w jakiś sposób podzielając nieznany los brata. Ale czy naprawdę aż tak nieznany?  Zapewne, w umysłach jego twórców i czytelników, wciąż ugania się po świecie za dumnym i nieubłaganym kosmicznym łowcą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj