Oddział żołnierzy ruchu oporu z przyszłości opanowanej przez maszyny, decyduje się na desperacką podróż w czasie z nadzieją, że uda im się zmienić bieg wydarzeń i otaczający ich koszmar nigdy nie zaistnieje. Ich śladem podąża oddział Terminatorów – niepokonanych zabójczych maszyn, maszyn obleczonych w skórę i mięśnie. Nie czują bólu i strachu, ludzkie emocje są im zupełnie obce, i nie pozwolą, żeby cokolwiek przeszkodziło im w misji zgładzenia całej ludzkości. Dark Horse zachwyciło swoich fanów wydaniem komiksowych sequeli do takich kinowych hitów jak „Obcy” oraz „Predator”. Praca nad kontynuacją „Terminatora” Jamesa Camerona z 1984 roku była logicznym posunięciem. Nieświadomi, że Cameron również pracował nad własnym ciągiem dalszym opowieści o walce ludzi i maszyn, scenarzysta John Arcudi oraz rysownik Chris Werner stworzyli „Terminator: Tempest” (”Termiantor: Nawałnicę”) - ich autorski pomysł na sequel wydarzeń rozgrywających się po zakończeniu filmu. W niniejszym wydaniu zawarto również krótkie opowiadanie: „Terminator: One Shot” (”Terminator: Jednym strzałem”), z 1991 roku, stworzone przez Jamesa Robinsona i Matta Wagnera.
Premiera (Świat)
18 kwietnia 2018Premiera (Polska)
18 kwietnia 2018Liczba stron
160Autor:
Matt Wagner, James Robinson (2) więcejKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Scream Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Wydane po około trzydziestu latach od premiery w zbiorczym albumie dwie historie z uniwersum Terminatora dostarcza refleksji nad tym, jak wiele dobra umykało niegdyś polskim popkulturowym maniakom. Docierały do nas jedynie skrawki, migawki tego co dzieje się w zachodnim świecie, ale i te skrawki wystarczały, by rozpalać wyobraźnię. Szczególnie mocno rozpalał ją w latach osiemdziesiątych film z Arnold Schwarzenegger, u nas znany wówczas jako The Terminator. Na kolejną opowieść z tego świata widzowie musieli czekać siedem długich lat i jak się okazuje, wyobraźnia amerykańskich twórców nie zdołała tyle wytrzymać. Twórców komiksowych, rzecz jasna.
Terminator kończył się obrazem nadchodzącej burzy i zapewne stąd tytuł komiksu - Nawałnica - który autorzy traktowali jako kontynuację filmu. Filmowa nawałnica była zapowiedzią nadchodzących, mrocznych czasów, w których to maszyny będą rządzić światem, próbując ostatecznie wyeliminować Homo sapiens. Przyszłość prawdopodobnie nie do uniknięcia, do której zamierzała przygotować siebie i swojego syna Sarah Connor. W komiksie jednak nie zobaczymy ani Sary, ani tym bardziej terminatora z twarzą Arnolda Schwarzeneggera - wszystko za sprawą ograniczeń licencyjnych, nałożonych przez wytwórnię filmową na Dark Horse Comics. Na całe szczęście, background w Terminatorze jest na tyle pojemny, że ograniczenia owe nie spętały wyobraźni twórców, a nawet ją podkręciły. Nie możemy skorzystać z ikonicznych postaci? Nie ma sprawy. W zamian pokażemy więcej scen z przyszłości i wrzucimy do fabuły więcej elektronicznych morderców.
Czytelników czekała zatem pełna akcji kontynuacja, w której grupka żołnierzy ruchu oporu wyrusza do przeszłości zlikwidować naukowca, odpowiadającego za nagły postęp technologiczny, mający wkrótce obudzić świadomość w maszynach. Za nimi wyrusza nie jeden, ale czwórka terminatorów, co mocno zintensyfikuje fabułę, podobnie jak to było w nadciągającej w 1991 roku filmowej kontynuacji. Trzydzieści lat zrobiło swoje i z pewnością w komiksie mamy trochę za dużo gadania w dymkach i sporo scenariuszowych naiwności. Nie można jednak Nawałnicy odmówić intensywności, która najmocniej odzwierciedla się w mocnych, brutalnych wręcz inscenizacjach zmagań żołnierzy ruchu oporu z terminatorami w Los Angeles końca lat osiemdziesiątych. Lata osiemdziesiąte czuć również mocno w rysunkach, ale dla komiksowych weteranów to sama radość, przypominająca czasy TM-Semic, czy wcześniejsze, z Relax. Antologia opowieści rysunkowych #2 na czele.
Najbardziej pozytywnym zaskoczeniem jest jednak druga opowieść - Jednym strzałem. Tym razem nazwisko Sarah Connor pojawia się w niej często, choć ponownie nie uświadczymy kultowej bohaterki. Najbardziej zaskakuje tu grafika, uciekająca od realistycznej kreski, operująca ciemnymi, matowymi kolorami i korzystająca z doświadczeń komiksu undergroundowego. Fabularnie zaś to rodzaj pełnokrwistego spin-offa, pokazujący mocno zaskakującą historię innej Sary Connor ( czwartej, podczas gdy w filmie wiedzieliśmy o trzech postaciach noszących to imię i nazwisko) i podążającego za nią, żeńskiego terminatora. A przy tym Jednym strzałem jeszcze bardziej rozbudowuje świat stworzony przez Jamesa Camerona, udowadniając, że można w nim pomieścić nietuzinkowe, pomysłowe historie.
Na osobną uwagę zasługuje samo wydanie komiksu, Scream Comics stanęło tu na wysokości zadania. Terminator: Nawałnica. Jednym strzałem z miejsca przyciąga uwagę. Grafiką, srebrną okładką, a nawet posrebrzanymi brzegami stron. W środku na całe szczęście nie znajdziemy kredowego papieru, tylko offset, nadający mocniejszego wyrazu tej oldschoolowej opowieści. Cały komiks to wielka gratka dla fanów Terminatora, którzy od lat fascynują się jego uniwersum. Jeśli zatem filmy w rodzaju Terminator Genisys nie spełniły pokładanych w nich nadziei fanów, może rozbudzą je przysposobione przez komiksowych twórców opowieści o tym, jak mogłaby wyglądać kontynuacja pierwszego filmu Camerona bez jego ikonicznych postaci.