Prawdziwą przyjemnością było obserwowanie, jak ze średniej produkcji z drewnianym aktorstwem i sztucznymi dialogami, Arrow przekształciło się w serial dynamiczny, wielowątkowy i pełen zaskakujących zwrotów akcji. Scenarzyści wciąż mają świeże pomysły na rozwój bohaterów, a sposób prowadzenia fabuły jest ciekawy i przemyślany. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że to właśnie Arrow zaliczyło jeden z najlepszych serialowych powrotów tej jesieni.

"Identity" kontynuuje wątek wewnętrznej przemiany Olivera, który nie chce być dłużej Mścicielem czy Bojownikiem; nie chce też zabijać ludzi - nawet wtedy, gdy na to zasługują. Z pomocą niezawodnego Diggle'a i uroczej Felicity nadal będzie bronił swojego miasta i jego mieszkańców, ale to samo w sobie staje się jego motywacją. Oliver rezygnuje więc z mechanicznego skreślania nazwisk, rezygnuje z zemsty. Na oczach widzów powoli przekształca się w bohatera. Bardzo umiejętnie zestawiono swoisty proces rekonwalescencji z retrospekcjami z wyspy, które z kolei pokazują, jak doszło do tego, że Oliver stał się Zakapturzonym - człowiekiem, który bez problemu odbierał życie innym.

Swoją przemianę Queen rozpoczyna od pomocy Glades, do którego zniszczenia w dużej mierze przyczyniła się jego matka. Oliver czuje się winny z tego powodu i chciałby postąpić właściwie, dlatego też oferuje swoją pomoc radnemu, który reprezentuje tych ludzi. Niestety nie wszystko idzie po jego myśli, bo pogodzenie dwóch żyć, dwóch twarzy jest jeszcze trudniejsze, niż było na początku. Zresztą nie tylko dla niego - zarówno Diggle, jak i Felicity zmagają się z tym samym problemem i wydaje się, że scenarzyści będą jeszcze niejednokrotnie wracać do tego wątku. Swoje podwójne życie zaczyna także Roy, który będzie coraz bardziej i częściej angażowany do pomocy przy obronie miasta i jego mieszkańców.

[video-browser playlist="634454" suggest=""]

Jedynym minusem tego odcinka była Laurel i jej ciągłe dramy. Jej zachowanie od dawna było irracjonalne, mocno przesadzone i irytujące, ale teraz staje się wręcz nie do zniesienia. Bardzo szybko i łatwo przychodzi jej wydawanie sądów, a patetyczne, umoralniające wywody ma w swoim stałym repertuarze i używa ich w co drugim dialogu. Laurel zawsze przemawia z wysokiego C - z pozycji osoby, która wie wszystko najlepiej i jako jedyna ma słuszne pojęcie prawdy i sprawiedliwości. Doskonale podsumowała ją Felicity, określając przymiotnikiem "wielmożna". Stephen Amell, którego gra aktorska zdecydowanie się poprawiła, tylko przy niej zawsze wypada sztucznie i płasko.

Arrow zachowuje swój świetny, wyrazisty klimat. Akcja jest dynamiczna i wartka, a cliffhanger, który twórcy zafundowali widzom w końcówce, jest imponujący i robi wrażenie. Pewnie wszyscy daliśmy się nabrać, a sytuacja zostanie szybko wyjaśniona w jakiś nadzwyczaj prosty (i pewnie nieprawdopodobny) sposób, ale mimo wszystko takie rzeczy chcemy w Arrow oglądać.  Tak samo, jak chcemy oglądać Felicity, która jest nie tylko urocza, ale i przezabawna, a jej interakcje z Oliverem dostarczają w tym epizodzie solidnej dawki rozrywki.

Podczas gdy Marvel wgrywa z uniwersum DC praktycznie w każdym filmowym pojedynku, tak w świecie serialowym DC odgrywa się z nawiązką. Arrow to produkcja o klasę lepsza od Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D., a jeśli do końca sezonu utrzyma poziom z dwóch pierwszych odcinków, czeka nas naprawdę emocjonujący rok w Starling City. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj