Tym razem Jeremi zmienia podejście. Przychodzi wcześniej, wykazuje się cierpliwością i powagą. Jest to zaledwie cisza przed burzą, która ma wybuchnąć podczas rozmowy z Andrzejem. Ta terapia nadal jest strasznie oderwana od rzeczywistości (zwłaszcza polskiej), co momentami bardzo razi. Powoli jednak zaczyna przybierać rozrywkowej formy, z której można czerpać przyjemności, czego powiedzieć o dwóch poprzednich odcinkach nie mogę.

Jeremi kipi emocjami, które zbierały się w nim przez ostatni tydzień. Nadal w większości scen jest to nierozgarnięty dzieciak, którego problemem jest nietrafienie do kolejki po rozum, a nie zaburzenia emocjonalne. Na szczęście powoli udaje się tę postać rozwinąć w coś, co przypomina istotę ludzką. Wiarygodne wydaje się to, jak mówi o podejściu biologicznych rodziców do jego osoby. Czuje się zraniony przez to, że w ogóle go oddali i nie chcą mieć z nim kontaktu. Jest zdenerwowany, że prowadzą szczęśliwe życie, jakby w ogóle się nie narodził. To uczucia, które można zrozumieć - pierwszy raz w tym serialu Jeremi wykazuje coś, co nie jest wyciągnięte z fikcyjnej bajki.

Końcowe sceny zaskakują, bo wydaje się, że przedstawiają nam przyczynę problemu. Jeśli takie traktowanie przez rodziców adopcyjnych w istocie jest prawdziwe, to zachowanie Jeremiego względem nich jest bardziej niż zrozumiałe. Możemy spodziewać się, że na kolejnej sesji pojawią się Marian i Krystyna, i wówczas poznamy drugi punkt widzenia. Sugeruje to ostatnia scena z telefonem Andrzeja.

Odcinek poprawny, w miarę interesujący i przede wszystkim niewywołujący negatywnego wrażenia przez sztampowe oraz mało realne zachowanie nastolatka.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj