Lubię, gdy sprawy odcinka są prowadzone w sposób rozsądny i maksymalnie nieprzewidywalny. Do takich zaliczyć można centralną historię dwunastego epizodu, która zawiera w sobie przynajmniej kilka drobnych zwrotów akcji. Już w pierwszych scenach, gdy widzimy szefa baru, można się domyślić, iż nie jest to człowiek, który daje sobie w kaszę dmuchać. Choć kolejne etapy śledztwa jedynie to potwierdzają, rozbudowanie sprawy może się podobać. Zauważmy, że wszystko to staje się swego rodzaju odmianą schematów, która wcale nie jest nudna. Twórcy mogli pójść po linii najmniejszego oporu i pozostawić wątek zabójstwa na zlecenie z zemsty. Dlatego forma obrana przez scenarzystów, choć nieszczególnie wyszukana, tym razem działa i zapewnia rozrywkę na dobrym poziomie...

...zwłaszcza że mamy kontynuację wątku duetu McGarret-Grover, który wcześniej dostarczył nam jeden z najlepszych odcinków sezonu. Chociaż tutaj aż tak wesoło nie jest, to epizod dzięki tym dwóm panom i ich rozwijającej się relacji dostarcza śmiechu. To pozwala nam odpocząć od Danno i Steve'a, którzy w pewnym momencie zaczęli wykazywać skutki zmęczenia materiału i braku dobrych pomysłów. Sprawa odcinka jest tym bardziej emocjonująca, bo osobista dla Lou. Dzięki temu jego decyzje, przekomarzanie się z McGarrettem i zamknięcie sprawy wywołuje zupełnie inne wrażenie, niż gdybyśmy obok Steve'e tradycyjnie widzieli Danno. Na plus zaliczam też lekkie rozbudowanie charakterystyki Lou Grovera, którego poznajemy coraz lepiej, a on sam zapewnia Hawaii Five-0 powiew czegoś świeżego i niezwykle wesołego.

[video-browser playlist="635223" suggest=""]

Lili Simmons fani seriali znają z roli rozwiązłej amiszki w Banshee, więc oglądanie jej w zupełnie innej kreacji skutecznie intryguje. Simmons tak ładnie się prezentuje, że momentalnie wpada w oko Danno, który prawie zaczyna bawić się w prześladowcę. Zbudowana tutaj sprawa, którą bohater musi się zająć, jest dość nietypowa jak na realia tego serialu. Nie chodzi o żadną zbrodnię w afekcie, ale niefortunny wypadek. Wygląda na to, że wątek został stworzony po to, by przedstawić nam kogoś, z kim Danno mógłby być w przyszłości. Trudno jednak powiedzieć, czy twórcy planują coś więcej, bo poza scenkami z trzymaniem się za ręce i późniejszą rozmową Danno ze Stevem więcej informacji nie dostajemy.

Końcowe sceny są niezwykle emocjonalne. Nie sądziłem, że coś tak banalnego jak powrót Kono mógłby w tym serialu wyjść tak dobrze. Może to odczuwalny brak bohaterki, która mimo wszystko dodawała od siebie dość sporo do międzyludzkich relacji. Przyznać trzeba, że dostajemy godne powitanie Kono, które działa należycie pomimo swojej prostoty.

Hawaii Five-0 serwuje odcinek całkiem przyzwoity, rozrywkowy i zabawny. Dzięki powrotowi Kono serial może nabrać wiatru w żagle i przywrócić porządek w dość nierównej i chaotycznej konwencji czwartego sezonu.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj