Dwunasty odcinek faktycznie kontynuuje to co zaczęło się poprzednio, jednak w dużej mierze skupia się tylko i wyłącznie na sprawie eliminacji "dotkniętych" mieszkańców. Oczywiście, siłą rzeczy pozostałe, istotne dla całości fabuły wątki przewijają się w tym odcinku, dostajemy odpowiedź na chyba najważniejsze pytanie, postawione na samym początku serialu.
[image-browser playlist="607489" suggest=""]©2011 Syfy
W miasteczku znów dochodzi do morderstwa i jak twierdzi oskarżony, ale również świadkowie, udział w zdarzeniu brał duch. Nie potrzeba wiele czasu, by na potwierdzenie tej tezy doszło do drugiego zgonu, do którego mógł przyczynić się ktoś od dawna martwy. Audrey i Nathan udają się na cmentarz, by porozmawiać z miejscowym grabarzem, gdzie w pewnym momencie oczom Nathana ukazuje się kilkudziesięciu "byłych" mieszkańców Haven. Czyżby "kłopotem" któregoś z żywych było przywoływanie duchów? Tę oto zagadkę rozwiązać musi para policjantów. Sytuacja jednak robi się dużo bardziej dramatyczna, gdy w świecie żywych pojawiają się bliskie i ważne postacie, czy to dla naszych bohaterów, czy całego miasta. Tymczasem coraz więcej mieszkańców, którzy znaleźli się na liście "do eliminacji" znika, a Audrey poznaje prawdę o sobie - prawdę, dla poszukiwania której zamieszkała w Haven.
"Sins of the Fathers" to kolejny udany odcinek. Scenarzyści rozwiązali - przynajmniej w pewnym stopniu - wątek, którym rozpoczęli cały serial. Bardzo interesująco poprowadzili też ten, zaczęty w odcinku poprzednim. Przez cały czas działo się coś ważnego dla ogólnej fabuły czy konkretnych bohaterów, nie można się więc choćby przez chwilę nudzić. Bardzo miłym akcentem było pojawienie się postaci, które już odeszły z serialu, czy nawet takich, które do tej pory znaliśmy tylko z opowieści. Dodatkowo, ku uciesze pewnej części widzów, zaczął się pomalutku rozwijać nowy temat, dotyczący relacji między Nathanem i Audrey. Może to być niebezpieczny krok, ale jeśli twórcy umiejętnie i nienachalnie go poprowadzą nie zaszkodzi on serialowi.
[image-browser playlist="607490" suggest=""]©2011 Syfy
Do zalet wypada dodać fantastyczne zakończenie. Takie właśnie cliffhangery uwielbiam! Odcinek się kończy, następny sezon za pół roku, a ja wiercę się w fotelu zniecierpliwiony, pożądając kolejnej odsłony i wyjaśnień. Tak powinno się kończyć sezony, sprawić, by widz nie zapomniał o serii przez ten długi okres przerwy, by odliczał miesiące, tygodnie, dni do nowego odcinka. I to się tutaj udało. Na szczęście, aż tak długo czekać nie będziemy musieli, bo jest już przygotowany odcinek trzynasty, który zostanie pokazany z okazji świąt Bożego Narodzenia.
Porównując pierwszy i drugi sezon Przystani, należy przyznać, że twórcom należą się olbrzymie brawa. Zrobili naprawdę znaczny postęp, wiele się nauczyli i wyciągneli sporo wniosków z pierwszego, bardzo średniego sezonu. W tym roku serial jest pod każdym względem lepszy, gdy poprzednio w dużej mierze narzekałem, a co więcej, zrobiłem sobie w połowie półroczną przerwą w oglądaniu, tak teraz właściwie poza jednym odcinkiem, tylko i wyłącznie chwaliłem. Naprawdę podobała mi się ta seria i z wielką radością powitam informację o trzecim sezonie, bo już nie mogę się go doczekać.
[image-browser playlist="607491" suggest=""]©2011 Syfy
Nie jest też tak, że to wyśmienity serial, który można postawić na najwyższej półce z tymi najlepszymi. Tak naprawdę, obiektywnie, to po prostu produkcja jedna z wielu. Nie mniej jednak mam z jej oglądania naprawdę dużo frajdy, a poziom drugiej serii bardzo wyraźnie się podniósł i można spędzić z nim przyjemnie trochę czasu.