Cios to historia o dorastaniu i odkrywaniu siebie. Kwestia seksualności bohaterów wydaje się w pewnym sensie drugorzędna, bo choć jest ona ważna, nie jest najważniejsza. Twórca nie kształtuje tej opowieści przez pryzmat tego, że obaj młodzi mężczyźni są gejami i coś ich zaczyna łączyć. Jest to część fabuły, ale nie definiuje tego, czym Punch jest. Pozwala to oddychać postaciom i dojrzewać do tego, kim są. Cieszy fakt, że jest to ukazane bez popadania w stereotypy, które w hollywoodzkim kinie w kontekście osób LGBT są boleśnie zbyt częste, ale tutaj twórca z Nowej Zelandii idzie wbrew nim. To daje efekt, bo przede wszystkim obserwujemy ludzi z krwi i kości, których relacja jest w stanie zbudować określone emocje.  Ciekawe jest to, jak reżyser pokazuje, że życie w małym miasteczku uniwersalnie może być takie same w Nowej Zelandii, jak i w innych krajach. Małomiasteczkowe ograniczenie, a wręcz przemocowa nienawiść do osób homoseksualnych jest na porządku dziennym, a twórca sprawnie pokazuje, z czego to się wywodzi. Ma to określone przyczyny, dla których postacie podejmują decyzje, stając się oprawcami lub ofiarami. Co więcej Punch nie stara się jakoś w określony sposób surowo oceniać tych postaw, a bardziej pokazuje problematyczną hipokryzję małomiasteczkowego limitu umysłowego. Daje do zrozumienia, że strach nie pozwala tym ludziom być sobą, a to przekłada się na znęcanie się, nienawiść i inne straszne rzeczy, które mają tutaj miejsce. Romans dwóch mężczyzn został ukazany dość interesująco. Jeden jest bokserem, drugi jest wpisany w pełni w kulturę regionu, która mówi o osobie mającej w sobie duszę kobiety i mężczyzny. Trochę to wykracza poza typową niebinarność i staje się ciekawszym spojrzeniem na fluktuację płci i wzajemne oddziaływanie na siebie. Młody bokser jest o tyle ciekawy, że właśnie z uwagi na bycie wysportowanym twardzielem odstaje od stereotypu i na szczęście nie jest zdefiniowany przez orientację seksualną. Przez to też chemia pomiędzy aktorami wpływa na naturalną budowę uczucia i dość klarownie ukazany związek, który doprowadza do wspomnianego dojrzewania. Obaj stają się dorośli mentalnie i emocjonalnie przez pryzmat wydarzeń, a to jest siłą Punch. To, co nie do końca wychodzi w tym filmie to kwestia postaci Tima Rotha, który gra ojca wspomnianego pięściarza. Potencjał na to, że główny bohater jest w jakimś stopniu zdefiniowany przez ojca alkoholika, który przekłada na niego swoje niespełnione sportowe marzenia, był naprawdę duży. Jednak ostatecznie wydaje się to tłem, które niewiele wnosi i nie jest dostatecznie pogłębione, by zrozumieć ojca, poczuć jak emocjonalnie ta relacja ma rezonować i do czego prowadzić. Ten wątek mógł być nokautującym uderzeniem, które wzniesie Punch na wyżyny. Punch to trudny film, ale na tyle sprawnie i emocjonalnie nakręcony, że staje się naprawdę wartościową propozycją dla wielbiciela kina artystycznego. Zwłaszcza że reżyser jest twórcą opowiadającym bardziej wizualnie, a to nadaje temu potrzebnego charakteru.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj