Frank Castle nie zna litości w wymierzaniu sprawiedliwości. Jednakże tym razem trafia na przeciwnika, który jest naprawdę twardym orzechem do zgryzienia.
Komiksy z Punisherem przyzwyczaiły nas do tego, że przygody tego antybohatera są pełne strzałów, wybuchów i cięć. W wymierzaniu swojej wizji sprawiedliwości Frank Castle nie cofnie się przed niczym, a karą dla przestępców nie jest więzienie, ale śmierć. Jednakże nawet na tym tle seria
Punisher Max wyróżnia się bezwzględnością, pełnymi przemocy grafikami i brutalną fabułą. Nie inaczej jest w trzecim albumie z tej serii.
Na
Punisher Max #03 składają się dwie historie. W pierwszej Punisher rozpracowuje sprawę mafii handlującej żywym towarem i zmuszającej kobiety z szeroko pojętej Europy Wschodniej do prostytucji. Oprócz tradycyjnej dla historii o Franku sporej dawki krwi i przemocy, mamy tu po prostu mocną opowieść, w której wykorzystywane kobiety są na straconej pozycji, niezależnie kto postawi na swoim – choć i tu pojawia się promyk nadziei. Na podstawie dotychczasowych albumów można stwierdzić, że właśnie w takich historiach Punisher wypada najlepiej – czyli wtedy, gdy nie liczy się wyłącznie sama przemoc, ale pojawiają się kwestie moralne i ludzkie tragedie. Choć oczywiście dla fanów mocnych wrażeń u tutaj znajdzie się sporo plansz, szczególnie gdy dojdzie do finałowej rozgrywki.
Druga miniseria koncentruje się na sprawie z wyższych sfer (także finansowych), być może dość nietypowej dla Punishera, ale prowadzącej do klasycznego dla niego finału. Dylematy i natura problemu, które ma rozwikłać antybohater, są dwojakiego rodzaju. Z jednej musi ukrócić nieetyczne (by nie powiedzieć zbrodnicze) postępki elit, z drugiej uporać się z wynajętym przez nie najemnikiem, Barrakudą. A jest to przeciwnik godny Punishera, pod wieloma względami do niego podobny, choć wyzuty z jakiejkolwiek moralności czy kodeksu. Przychodzi do głowy myśl, że gdyby losy Franka potoczyły się nieco inaczej, to właśnie on mógłby być kimś takim.
Chyba najlepszą kwintesencją linii, jaką obrał
Garth Ennis przy opowiadaniu tej historii jest plansza, na której widzimy morze czerwone od krwi, pływające w nim ciała (żywych ludzi?) i żerujące rekiny. Mocne kadry zapowiadające równie krwawą historię, choć w porównaniu z
Handlarzami niewolników jednak prostszą i mniej emocjonalną historię.
Nieodmiennie mocnym elementem historii z
Punisher Max są grafiki. Należy przy tym zaznaczyć, że znacznie lepsze, pasujące do opowieści i „realistyczne” są ilustracje
Leandro Fernandez z
Handlarzy rysowników. Rysunki
Goran Parlov z
Barrakudy wydają się zbyt suche, albo – dla odmiany – z przesadnie oddanymi emocjami.
Jedno jest pewne: jeśli ktoś szuka mocnych, „męskich” fabuł, nie stroni od przemocy, okrucieństwa i krwawego wymierzania sprawiedliwości, to komiksy z serii
Punisher Max są zdecydowanie dla niego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h