Oba odcinki Quantico pokazują trochę sprawniejszą historię w teraźniejszości. Oddanie się Alex w ręce sprawiedliwości lekko rozruszało i wyrwało tę opowieść ze sztampowej nudy. Jest przede wszystkim ciekawiej w 9. odcinku, gdy Alex jest przesłuchiwana w sposób bezkompromisowy. Wiemy jednak, że tu nie chodzi o prawdę, ale o przyznanie się do winy, więc cały dramat jest w pewien sposób usprawiedliwiony. Mimo wszystko fajny pomysł został popsuty przez torturowanie ukochanego, bo to właśnie jest ten ciut przesadzony element. Mogli to zrobić inaczej. Poza tym prowadzenie historii Alex działającej z ukrycia i obserwującej każdego z klasy w Quantico jest naprawdę niezłe i dobrze się ogląda. Pewnie wszystko byłoby OK, gdyby nie popsuto tego dramatem niczym z serialu młodzieżowego. Scena z tym, jak sojusznicy Alex dowiadują się, że oni też są obserwowani, a potem oczywiście obrażają się, rzucając ostre słowa, jest niedorzeczna. Myślałem, że mamy do czynienia z agentami FBI, którzy powinni zrozumieć tę procedurę i nie denerwować się jak dzieci w liceum, bo Alex naskarżyła nauczycielce. W gruncie rzeczy sam fakt, że bohaterowie nie zabezpieczyli się przed tym, by ktokolwiek wszedł do tego pomieszczenia i zobaczył, co robią, jest absurdem. Rozwiązanie jest za bardzo naciągane i chyba powstało tylko po to, by wprowadzić kolejny mdły obyczajowy dramat. Twórcy sprawnie sugerują, że to Asher stoi za wszystkim. Tak naprawdę oba odcinki robią z niego najciekawszą postać, która ma historię, osobowość i problemy, a każdy ten element jest odpowiednio zaakcentowany. Chyba można powiedzieć, że jest on jedynym niepapierowym bohaterem tego serialu, a jego dwuznaczność śmiało to udowadnia. Fajny jest jego wątek w 9. odcinku z panią profesor, która chciała go zabić. To jest coś zaskakującego w tym serialu, gdyż trudno było przewidzieć taki obrót spraw. Dzięki temu retrospekcje z Quantico stają się ciekawsze. Konsekwencje decyzji Ashera są nawet zrozumiałe i po prawdzie chyba pokazano to tak, że można śmiało się identyfikować z jego przeciwnikami. Tylko ta scena z publicznym upokorzeniem Ashera trochę niepotrzebna i dramatyczna do przesady. Psuje wrażenie. Sęk w tym, że Asher od samego początku sprawia wrażenie idealnego kandydata na winowajcę, a to raczej jest za proste rozwiązanie, nawet jak na ten serial. Trudno powiedzieć, czy cliffhanger z porwaniem Ashera jest odpowiedzią, ale na pewno ciekawą sugestią tego, że intryga może jeszcze się rozwinąć. No url Kiedy Quantico skupia się na śledztwie, pracy FBI i intrydze, jest serialem nawet przyjemnym. Szkoda jedynie, że to wszystko zajmuje mniej niż połowę czasu ekranowego. Pozostała część ma za zadanie rozbudować charakter i osobowość bohaterów, abyśmy mogli ich lepiej poznać. Cel dobry, ale wykonanie poniżej przeciętnej. Ciągłe mdłe wątki obyczajowe niczym ze słabego serialu młodzieżowego strasznie się ogląda. Trójkąt miłosny z Shelby, Calebem i jego ojcem to katorga, ale zresztą też nieciekawie jest pomiędzy Shelby i Calebem w Quantico. W takich momentach naprawdę można zapomnieć, że oglądamy serial o agentach FBI. Być może zmiana tytułu na Quantico 90210 przynajmniej jednoznacznie wyjawiłaby, z jakim serialem mamy do czynienia. No i też cały dramat bohaterki, której odebrano córkę. Może i są w tym niezłe pomysły, ale wykonanie jest okropne. Nie wywołuje żadnych emocji, ciekawości, a już z całą pewnością nie robi z tych papierowych postaci kogoś ludzkiego i wyrazistego. To nie działa. Przez jakiś czas główna bohaterka, Alex, wzbudzała moją sympatię, gdy jednak wszystko oparło się na jej romansie, coś siadło. Alex jest teraz kimś w rodzaju sympatycznej dziewczyny, najlepszej przyjaciółki bohatera z liceum, która chce dla wszystkich dobrze i w ogóle jest okazem perfekcji. Szkoda tylko, że postać zaczyna irytować i całkowicie stanęła w miejscu. Nie ma tutaj żadnego rozwoju, pokazania czegoś więcej o Alex  - mamy ustawiony schemat, z którym aktorka musi się męczyć. Szkoda. Nie mogę powiedzieć, że Quantico źle się ogląda, bo pomimo tych wszystkich głupot, niedociągnięć i absurdalnych decyzji fabularnych całość jest zrealizowana sprawnie. Jakaś przyjemność jest z seansu, a chęć poznania prawdziwego winowajcy pozostaje. Na razie jest przeciętnie, ale do prawdziwej guilty pleasure jeszcze daleko.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj