Na wstępie razi wątek rozwoju relacji Teresy i Jamesa. Teraz, gdy Camila siedzi w więzieniu, wyraźnie pada hasło, że to bohaterka ma pilnować interesów. Ja rozumiem, że James jest lojalny i jego zdaniem powinien być wyróżniony. Jego motywacja jest usprawiedliwiona i wiarygodna. Problem jest z banalnością ukazania jego poczynań, gdzie przypomina to dzieciaka w piaskownicy, który uparcie broni swoich zabawek. James tak właśnie wygląda w rozmowach z Teresą, a to tym samym staje się po prostu głupie, wymuszone i komiczne. Bohater, który był podstawą organizacji Camili, nagle zaczynać się zachowywać absurdalnie i podejmuje wręcz idiotyczne decyzje. Trudno to zaakceptować, bo przemiana Jamesa jest przyspieszona i kompletnie nieudana. Kwestia prawnika Camili od początku była problematyczna, bo jej romans z tą osobą był niepotrzebnym dodatkiem do niezłej historii. Teraz, gdy wychodzi na jaw, że Teresa miała być kozłem ofiarnym, sprawy zmieniają swój obrót. I to jest pozytywne, bo bohaterka może dzięki temu dojrzeć, zmienić się i postawić kolejny krok do celu, który doskonale znamy. Sprawnie została poprowadzona konfrontacja z prawnikiem i jego niespodziewana śmierć. To powoduje rozruszanie Queen of the South, który wychodzi z dość ograniczonych schematów. Mieszane odczucia wywołuje Epifanio. Z jednej strony chce to rzucić i żyć legalnie, z drugiej idzie na noże ze swoim przeciwnikiem. Nie powiem, cała kwestia zamachu na życie nieposłusznego generała wygląda dobrze, emocjonująco i została wręcz perfekcyjnie rozegrana. Tylko co z tego, skoro chwilę później twórcy to marnują? Fakt, że on to wszystko przeżył i wróci mścić się na Epifanio jest zagraniem rodem z telenoweli. Niepotrzebne, bo zakończenie tego wątku zamachem wydawało się idealne. Mam problem z całym  odcinkiem 11, w którym Camila niestety wychodzi na postać bez pomysłu. Z kogoś charyzmatycznego, pewnego siebie i groźnego, staje się złoczyńcą z kreskówki, która ponownie rzuca te same puste, ograne i nudne frazesy. W tym przypadku jednak ona nie przekonuje i jej podejście do Teresy jest po prostu głupie. Jakby to na serio nie była jej wina, mogłaby przekonać Teresę argumentami, prawda? A tu po wyrzuceniu z siebie prostych zdań, w zasadzie od razu przechodzi do gróźb i wysłania zabójców. Postać Camili wiele traci w tym odcinku. Nie powiem, kwestia ataku na Teresę może się podobać. Jest trochę strzelania, dzieje się i na nudę nie można narzekać. Co prawda jednocześnie wszystko jest po prostu banalne. Nie czuć prawdziwego zagrożenia, a przez to też emocji praktycznie tutaj nie ma. A to jest problematyczne, gdy weźmiemy pod uwagę moment, w jakim znajduje się Teresa. Kluczowy w jej życiu i karierze, a twórcy marnują to błędnymi decyzjami. W tych odcinkach cieszy tylko fakt, że Teresa rusza na wojnę z Camilą. To może zmienić oblicze serialu, w którym rządziły schematem, marnej jakości wątki rodzinno-obyczajowe (rozmowa Camili z córką jest szkaradnie ckliwa i kiczowata), a w tle mieliśmy interesy kartelu. Potencjał wciąż jest, ale ten odcinek pokazuje pogubienie się twórców, którzy podjęli zbyt dużo kiepskich decyzji. Szkoda, bo potencjał jest o wiele większy, niż prawdopodobnie samym twórcom się wydaje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj