Queen of the South: sezon 2, odcinek 10 i 11 – recenzja
Twórcy Queen of the South trochę się pogubili. Choć nadal ogląda się to dobrze, niektóre wątki skręciły w złą stronę, a zachowanie postaci robi się śmieszne.
Twórcy Queen of the South trochę się pogubili. Choć nadal ogląda się to dobrze, niektóre wątki skręciły w złą stronę, a zachowanie postaci robi się śmieszne.
Na wstępie razi wątek rozwoju relacji Teresy i Jamesa. Teraz, gdy Camila siedzi w więzieniu, wyraźnie pada hasło, że to bohaterka ma pilnować interesów. Ja rozumiem, że James jest lojalny i jego zdaniem powinien być wyróżniony. Jego motywacja jest usprawiedliwiona i wiarygodna. Problem jest z banalnością ukazania jego poczynań, gdzie przypomina to dzieciaka w piaskownicy, który uparcie broni swoich zabawek. James tak właśnie wygląda w rozmowach z Teresą, a to tym samym staje się po prostu głupie, wymuszone i komiczne. Bohater, który był podstawą organizacji Camili, nagle zaczynać się zachowywać absurdalnie i podejmuje wręcz idiotyczne decyzje. Trudno to zaakceptować, bo przemiana Jamesa jest przyspieszona i kompletnie nieudana.
Kwestia prawnika Camili od początku była problematyczna, bo jej romans z tą osobą był niepotrzebnym dodatkiem do niezłej historii. Teraz, gdy wychodzi na jaw, że Teresa miała być kozłem ofiarnym, sprawy zmieniają swój obrót. I to jest pozytywne, bo bohaterka może dzięki temu dojrzeć, zmienić się i postawić kolejny krok do celu, który doskonale znamy. Sprawnie została poprowadzona konfrontacja z prawnikiem i jego niespodziewana śmierć. To powoduje rozruszanie Queen of the South, który wychodzi z dość ograniczonych schematów.
Mieszane odczucia wywołuje Epifanio. Z jednej strony chce to rzucić i żyć legalnie, z drugiej idzie na noże ze swoim przeciwnikiem. Nie powiem, cała kwestia zamachu na życie nieposłusznego generała wygląda dobrze, emocjonująco i została wręcz perfekcyjnie rozegrana. Tylko co z tego, skoro chwilę później twórcy to marnują? Fakt, że on to wszystko przeżył i wróci mścić się na Epifanio jest zagraniem rodem z telenoweli. Niepotrzebne, bo zakończenie tego wątku zamachem wydawało się idealne.
Mam problem z całym odcinkiem 11, w którym Camila niestety wychodzi na postać bez pomysłu. Z kogoś charyzmatycznego, pewnego siebie i groźnego, staje się złoczyńcą z kreskówki, która ponownie rzuca te same puste, ograne i nudne frazesy. W tym przypadku jednak ona nie przekonuje i jej podejście do Teresy jest po prostu głupie. Jakby to na serio nie była jej wina, mogłaby przekonać Teresę argumentami, prawda? A tu po wyrzuceniu z siebie prostych zdań, w zasadzie od razu przechodzi do gróźb i wysłania zabójców. Postać Camili wiele traci w tym odcinku.
Nie powiem, kwestia ataku na Teresę może się podobać. Jest trochę strzelania, dzieje się i na nudę nie można narzekać. Co prawda jednocześnie wszystko jest po prostu banalne. Nie czuć prawdziwego zagrożenia, a przez to też emocji praktycznie tutaj nie ma. A to jest problematyczne, gdy weźmiemy pod uwagę moment, w jakim znajduje się Teresa. Kluczowy w jej życiu i karierze, a twórcy marnują to błędnymi decyzjami.
W tych odcinkach cieszy tylko fakt, że Teresa rusza na wojnę z Camilą. To może zmienić oblicze serialu, w którym rządziły schematem, marnej jakości wątki rodzinno-obyczajowe (rozmowa Camili z córką jest szkaradnie ckliwa i kiczowata), a w tle mieliśmy interesy kartelu. Potencjał wciąż jest, ale ten odcinek pokazuje pogubienie się twórców, którzy podjęli zbyt dużo kiepskich decyzji. Szkoda, bo potencjał jest o wiele większy, niż prawdopodobnie samym twórcom się wydaje.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat