Czego to ludzie nie wymyślą, można by rzec, patrząc na rys fabularny skandynawskiego serialu pod tytułem Ragnarok. Otóż okazuje się, że nordyccy bogowie żyją wśród nas, choć nie do końca zdają sobie sprawę z mocy, które posiadają. Thor jest cichym i spokojnym nastolatkiem, a jego brat Loki lubi ekstrawaganckie ciuszki i styl emo. Młodzi bogowie uczęszczają do szkoły i próbują odnaleźć się wśród rówieśników. Nie wiedzą jednak, że w pobliżu znajdują się ich odwieczni adwersarze – olbrzymy. Tytani są teraz gigantami biznesu, którzy kierując się pradawnymi prawami natury, biorą, co im się żywnie podoba, nie patrząc na koszt. Jak łatwo się domyślić, zbliża się konfrontacja pomiędzy obiema stronami konfliktu. Nie będzie ona jednak miała nic wspólnego z tym, co znamy z nordyckich mitów lub z modnych ostatnimi czasy filmów Marvela. Punkt wyjścia Ragnaroku z jednej strony odstrasza wymyślnością, z drugiej intryguje nietypową koncepcją. Kultura Skandynawii na dobre zadomowiła się w filmie i telewizji. Opowieści o Thorze i Lokim zostały spopularyzowane przez Marvela. Na małym ekranie gościł ostatnimi czasy całkiem niezły serial Przybysze, a Wikingowie, mimo znaczącego spadku poziomu artystycznego, zakorzenili się w świadomości fanów popkultury. Ragnarok wpisuje się w tę tendencję. Tym razem mamy jednak do czynienia z produkcją stricte skandynawską. Tym razem obyło się bez naleciałości amerykańskich, co wpłynęło pozytywnie na obraną konwencję. Nie udało się jednak całkowicie uciec od spuścizny po Hollywood. W Ragnaroku nordyckie mity spotykają się bowiem z klasyczną teen dramą.
fot. Netflix
Główny bohater nosi imię Magne, choć już w pierwszym odcinku dowiadujemy się, że opowieść będzie skupiać się na jego przemianie w słynnego Thora. Zanim jednak bohater odkryje swoją prawdziwą tożsamość, będzie musiał uporać się z typowo szkolnymi problemami. Jako nowo przybyły szybko zostaje wzięty na widelec przez najpopularniejsze dzieciaki w grupie. Będąc outsiderem, ma cały czas pod górkę, jednak to nie przeszkadza mu w zawiązywaniu przyjaźni, zakochiwaniu się i robieniu sobie wrogów. Mamy tu więc do czynienia z kliszą fabularną, która nie jest w stanie niczym nas zaskoczyć. Na szczęście skandynawska estetyka sprawia, że Ragnarok dość mocno wyróżnia się na tle podobnych produkcji stworzonych w Hollywood. Dzieciaki z Europy nie są aż tak odczłowieczone, jak ma to miejsce w amerykańskich teen dramach. Ich problemy, mimo że wydumane, przedstawiono w nieco bardziej realistyczny sposób, niż w serialach pokroju Riverdale. Dużo oryginalniej robi się, gdy twórcy zaczynają grać nordycką mitologią. W fabułę zostają wplecione dziesiątki mniej lub bardziej widocznych nawiązań do opowieści o asgardzkich bogach. Można się nieźle bawić, wyszukując poszczególne smaczki. Na tej płaszczyźnie całość jawi nam się jako klasyczna opowieść o walce dobra ze złem. Giganci biznesu kontra młodzi ekolodzy, czyli olbrzymy toczące boje ze stojącymi po stronie natury bogami. Mamy tu więc do czynienia ze zmyślną metaforą. Twórcy używają paraboli, żeby powiedzieć kilka słów na temat kondycji współczesnego świata. W ten sposób powstaje kolejna płaszczyzna fabularna, bo przecież przypowieść koegzystuje obok teen dramy i fantastycznej historii przepełnionej magią. Czy poszczególne elementy składowe odpowiednio ze sobą rezonują? Twórcy robią dużo, żeby całość nabrała spójnego charakteru. Pośrednio im się to udaje, dzięki czemu nie odnosimy wrażenia, iż oglądamy trzy osobne seriale. Udało się jakoś połączyć wilka Fenrisa i zjadanie ludzkich serc z opowieścią o toksycznych odpadkach oraz „problemach pierwszego świata” norweskiej młodzieży. Całość jest dobrze zbalansowana i spójna fabularnie. Nieco gorzej wypada to pod względem artystycznym. Część wątków nie jest po prostu na tyle ciekawa, byśmy mogli mówić o całości w samych superlatywach. Oryginalne rozwiązania mieszają się z tymi tendencyjnymi. Sceny przykuwające nas do ekranu często ustępują miejsca długim segmentom, które nie wnoszą nic ciekawego do opowieści. Potencjał serialu nie zostaje wykorzystany w stu procentach, a wielka szkoda, bo Ragnarok mógłby być czymś więcej niż jedynie opowieścią o walce dobra ze złem w nietypowej otoczce. Mimo to serial znacząco wyróżnia się na tle wielu netflixowych produkcji oryginalnych. Ragnarok ma klimat, na który składa się zarówno oprawa audiowizualna, jak i nordycka estetyka. Dużo dobrego robi tu przykładowo muzyka. Z pewnością większość widzów na długo zapamięta segment tańca, podczas którego bohaterowie opętani przez mroczną siłę dają upust swojej prawdziwej naturze. Równie mocno wypada scena, kiedy to Mange po wypiciu miodu po raz pierwszy przemienia się w Thora. Gdyby podobnych motywów było więcej, całość prezentowałaby się znacznie lepiej. Takie nieokiełznane momenty ubarwiają opowieść, ale są jedynie pojedynczymi wzburzonymi falami na dość spokojnym morzu. Finałowa konfrontacja pomiędzy bogiem a olbrzymem również nie przynosi wielkich emocji. Czy ktoś z oglądających naprawdę spodziewał się innego wyniku tej bitwy? Ragnarok ma interesujący punkt wyjścia i duży potencjał do wykorzystania. To dobry serial, ale w pierwszym sezonie nie pokazał nam się jeszcze w pełnej okazałości. Dobrze, że całość nie została nakręcona na amerykańską modłę, jednak przydałoby się w pewnych momentach porzucić zachowawczość, na rzecz bardziej odważnych rozwiązań fabularnych. Ragnarok z pewnością dostanie drugi sezon – historia przecież dopiero się rozpoczęła. Potraktujmy więc pierwszą serię jako preludium do bardziej intensywnych wydarzeń. Czy w kolejnych odsłonach dostaniemy Ragnarok z prawdziwego zdarzenia?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj