Netflix nie ukrywał nawet przez moment, że Raising Dion może mieć ambicje konkurowania z największymi w temacie superbohaterów. Przypadkowo dostajemy jednak serial, który może daleki jest od dobrego poziomu, ale serwuje za to powiew świeżości i ciekawą perspektywę.
Jego plecy przykrywa zwisająca do stóp peleryna, zaś połowa twarzy zasłonięta jest goglami ochronnymi, tak jakby miały też chronić jego prawdziwą tożsamość. Nie, nie jest to opis kolejnego superbohatera z komiksów Marvela, a młody chłopak imieniem Dion z serialu Raising Dion, który pewnego dnia odkrywa, że siłą umysłu może przenosić przedmioty, teleportować się, a nawet stać się niewidzialnym.
Netflix sięgnął po kolejny komiks i stworzył adaptację superbohaterskiej historii, która jednak przedstawia zupełnie inną perspektywę. Nie tylko dlatego, że tytułowemu bohaterowi daleko do siwych włosów Tony'ego Starka lub wracającego wiecznie z emerytury Clinta Bartona. Przede wszystkim Dion wciąż jest pod ścisłą opieką swojej matki, która choć nie posiada żadnych nadzwyczajnych mocy, musi niczym superbohaterka zadbać o swoje dziecko w niezwykle ekstremalnej sytuacji.
Nie mogło przecież zabraknąć fajerwerków i tropem bardziej widowiskowych historii o superbohaterach, wrogiem tytułowego bohatera staje się zjawisko pogodowe o ludzkim kształcie. Jego cel jest prosty - odszukuje i morduje pozostałe osoby o niezwykłych zdolnościach, którzy nie są w stanie przeciwstawić się burzy. Także samo posiadanie mocy przez tak małe dziecko, tworzy pewne trudności dla bohaterów i jest ciekawym pretekstem do opowieści. Twórcy do tego motywu podchodzą z dużą starannością, a potwierdzeniem matczynej perspektywy jest jeden z tytułów odcinków, który brzmi "Jak wychować małego superbohatera?". Ponieważ jednak serial kierowany jest głównie do rówieśników Diona i ich rodziców, nie ma tutaj zbyt wiele okazji do szerszego komentarza i zarysowania problemu tak, aby rzeczywiście mógł wyróżniać ten serial na tle innych.
Raising Dion idzie też z nurtem seriali Netflixa i stara się o społeczny komentarz związany z różnicami rasowymi, niepełnosprawnościami i samotnym wychowywaniem dziecka. Pierwszy można zrozumieć i zaakceptować bez doszukiwania się uprawiania wygodnej propagandy, drugi wypada zdecydowanie najlepiej (dzięki świetnej roli rzeczywiście niepełnosprawnej Sammi Haney), zaś trzeci trudno do końca określić, ponieważ pozostaje w ciągłym zawieszeniu. Nie wchodząc jednak w fabularne szczegóły związane z ojcem Diona granym przez Michaela B. Jordana, warto podkreślić stosunkowo udane operowanie kluczowymi dla tej produkcji wątkami.
Nie brakuje tutaj też zwrotów akcji i unikania schematów oraz klisz Widzimy takie podejście choćby w nieco innym przedstawieniu organizacji naukowców, którzy wcale nie muszą być oszołomami z doktoratami i głównym złem tego świata. Jednak głównymi słabościami serialu Netflixa są pomniejsze historie i brak satysfakcjonującego końca dla większości z nich. Zrozumiałe jest, że target produkcji eliminuje możliwości w tworzeniu historii bardziej angażującej i wymagającej, ale gdyby nie mieszano tutaj produkcji obyczajowej z familijną, mogłoby to wyjść całości na lepsze.
Problemem jest też aktorstwo chłopca odgrywającego główną rolę. Wielka szkoda, że nie udało się tutaj powtórzyć sukcesu Stranger Things i mistrzowsko obsadzić w najważniejszych rolach dzieci, które mają nie tylko ogromny potencjał, ale też gotowe umiejętności do grania. Tutaj ta sztuka się nie udaje i niestety wybija to skutecznie z seansu. Na szczęście dobrze prezentuje się Alisha Wainwright w roli Nicole, mamy Diona oraz Jason Ritter jako komiksowy maniak i ojciec chrzestny. Wcale nie tak mało czasu dostaje Michael B. Jordan, który choć nie ma tutaj wiele trudnych scen do zagrania, to jednak jego obecność pozytywnie wpływa na odbiór całości.
Raising Dion najlepiej sprawdzi się wśród rodziców i ich pociech, którzy w zalewie superbohaterskich treści, znajdą też kilka dobrych chwil na kanapie przy serialu Netflixa. Twórcy starają się nadrabiać braki finansowe ciekawymi pomysłami i zwrotami akcji, a także nadać temu przeciętniakowi trochę serca i pomysłów godnych uwagi. Bo bywa niestety nudnawo i prosto i nie wszystkie wątki odnajdują satysfakcjonujący koniec, ale dla swojej grupy docelowej może być to nieźle spędzony czas przed ekranem.